Skip to content
SOUL BETWEEN POEMS
SOUL BETWEEN POEMS

Dusza pomiędzy wierszami

  • STRONA GŁÓWNA
  • TWÓRCZOŚĆ
    • TŁUMACZENIA
      • „Child” – pierwsze „muzyczne” dziecko
      • Desire of Love – tekst
      • Terra – tłumaczenie piosenki
      • Biografia po angielsku
      • Konkurs na przekład piosenki filmowej
      • Streszczenie artykułu naukowego
    • WIERSZE
    • ZAPISKI CODZIENNOŚCI
    • Z ŻYĆKA BELFERKI
  • INSPIRACJE
    • ORIENT
    • CHÓR BEL CANTO
    • LUDZIE
      • KAROLINA KORWIN PIOTROWSKA
    • STAROŻYTNOŚĆ
    • MUZYKA
      • ARIANA GRANDE
      • BEATA KOZIDRAK
      • DEAD CAN DANCE
      • Diego Navarro
      • EÍMEAR NOONE
      • ENYA
      • HANS ZIMMER
      • JUSTYNA STECZKOWSKA
      • MARIAH CAREY
      • RENATA PRZEMYK
  • KULTURA
    • Koncerty
      • Młodzieżowa Orkiestra Symfoniczna
        • Koncert Muzyki Filmowej
        • Dni Ziemi Jordanowskiej – Koncert Muzyki Filmowej
        • KONCERT MUZYKI FILMOWEJ W SUCHEJ BESKIDZKIEJ
      • Koncerty – Akademia Chóralna
        • Koncerty Akademii Chóralnej
          • Rytmy Świata w Narodowym Forum Muzyki
          • Singing Europe 2016
      • Koncerty – Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – ERA CZARODORO – WITCH TOUR
        • Jose Carreras & Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – Alkimja
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 1
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 2
        • 2. Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach
      • Lato z Radiem
        • Lato z Radiem – zespół Ira
        • Lato z Radiem – Varius Manx
      • Koncerty – Renata Przemyk
        • Renata Przemyk – Akustik Trio
        • Renata Przemyk – koncert Ya Hozna
      • Wild Hunt Live – Percival
      • Scena Perspektywa
        • Wszystko kwitnie – koncert wiosenny
      • Andrzej Krzywy z Zespołem
      • Beata. Exclusive TOUR
      • The World of Hans Zimmer
      • Koncert Ennio Morricone
    • Festiwal Muzyki Filmowej
      • 9. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Cinematic Piano, Wars & Kaper, Dronsy
        • Gala Muzyki Filmowej: Animacje
        • Indiana Jones – film z muzyką na żywo
        • Master Classes: Sesja #21
        • Scoring4Polański
        • Video Game Show: Wiedźmin 3 Dziki Gon
      • 10. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • 10. FMF Gala Jubileuszowa
        • TITANIC Live in Concert
      • Gladiator Live in Concert
      • 11. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Video Games Music Gala
      • 12. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • FMF Gala: The Glamorous Show
      • FMF ONLINE
      • Gladiator in Concert – Fimucité 2025
    • Teatr
      • CZTERY TAJEMNICE
      • CIOTKA KAROLA
      • PIĘKNA LUCYNDA
      • Lekarz mimo woli
      • Tramwaj zwany pożądaniem
  • PODRÓŻE
    • Bułgaria – pełna złocistego piasku
    • Grecja
      • Rodos – wyspa słońca
    • Hiszpania
      • Buñol – urokliwe miasteczko
      • Majorka – królowa Balearów
      • Wyspy Kanaryjskie
        • Fuerteventura – idylla dla zabieganych
          • Fuerteventura – Oasis Park
          • Fuerteventura – krótki poradnik
        • Lanzarote – księżycowa kraina
          • Lanzarote – krótki poradnik
        • Teneryfa – rajska wyspa
          • Santa Cruz de Tenerife
    • Indie – piękno ukryte w złożoności
      • Delhi – nieokiełznana stolica
    • Indonezja – czy to jawa czy balijski sen?
      • Jawa – kraina snu na jawie
    • Kanada
      • Ottawa – Kanada w pigułce
    • Korea Południowa
    • Polska
      • Toruń – pierniczkowe miasto
    • Portugalia
      • Lizbona – magiczne zakątki stolicy
  • JOGA
    • OFERTA
  • WYDARZENIA
  • O MNIE
  • KONTAKT
  • English
  • Polski

WIERSZE

Joga – początek nowej drogi

Posted on 2023-04-042023-08-06

Joga – od bycia „fancy” do świadomej praktyki cz. 2

Joga

JOGA A Magiczny zachód słońca

Punktem zwrotnym był wyjazd do Indii. Wcale nie jechałam tam z nastawieniem, że w ogóle pomyślę o jodze, a co dopiero będę ją praktykować. Wszystko odmieniło się, gdy dotarliśmy na pustynię Thar na zachód słońca. Z pozoru głupia zachcianka zrobienia pozycji drzewa do zdjęcia na tle zachodzącego słońca sprawiła, że coś w mojej głowie kliknęło. Coś się zadziało i wtedy mogłam to nazwać jedynie magicznym momentem. Jeszcze nie wiedziałam, co się z tego wszystkiego narodzi.

PRZEBODŹCOWANIE I CO DALEJ?

Nagle poczułam po prawie tygodniu pobytu w tym kraju, że potrzebuję się trochę porozciągać i wyciszyć przebodźcowany umysł. Następnego dnia po pustynnych chwilach olśnienia, rozłożyłam ręcznik na hotelowej podłodze i włączyłam spokojną muzykę. Dałam się ponieść temu, co do mnie przypływa. Nie robiłam żadnej konkretnej praktyki, zaczęłam od powitań słońca, a reszta sama się ułożyła. Zaczęło do mnie docierać, że ciało samo mnie prowadzi i podpowiada czego potrzebuje. Ot, cała magia. Wystarczyło się wsłuchać.

„Praktyka jogi w Indiach zaliczona! Dobrze było trochę to moje ciało porozciągać. Czuję się dużo lepiej. Bardzo mi to pomogło.”
Joga

To właśnie szybko zapisałam po odbytej praktyce, ale zadziwiające było nie to co się przed chwilą wydarzyło, ale wszystko, co działo się później. Kolejny dzień, tym razem mnóstwo chodzenia (ponad 10 kilometrów) i zero jazdy autokarem, a ja wieczorem zamiast paść jak mucha na łóżko znów staję na „ręcznikowej macie”. I tak do końca wyjazdu nie przestawałam.

POWRÓT DO RZECZYWISTOŚCI

Bałam się, że powrót do domu wybije mnie z nowej rutyny. Pierwszy tydzień za wszelką cenę chciałam stawać na macie. Internet okazał się pomocny, bo podrzucił mi pomysł na utrzymanie się w swoim nowym nawyku poprzez mantrę Surya Namaskar. Dzięki temu mobilizuję się wejść chociaż na pięć minut na moją matę. Rzadko zdarza się, że po tej mantrze odpuszczam tylko przechodzę dalej w praktykę. Robię dokładnie to, co podpowiada ciało. Mantra całkowicie mnie wycisza i sprawia, że przez te kilka minut przenoszę się do tu i teraz, zostawiając wszystkie historie z tyłu. Zakotwiczam się w chwili obecnej, a potem to wszystko samo płynie.

CO SIĘ ZMIENIŁO?

Nie robię tego dla wyglądu ciała, nie robię tego dla szpagatu, mostka, stania na głowie czy innej efektownej asany. Praktykując, nie myślę o innych, o tym co już potrafią, czy idzie im lepiej, czy gorzej. Nie porównuję się do nikogo. Słucham wyłącznie tego, co podpowiada mi wewnętrzny głos. Mam ochotę się porozciągać? Robię to. Wolę się wyciszyć? Więcej statycznych asan. Czuję napięcia w ciele? Idę za tym, staram się je wyczuć. Nie potrzebuję żadnego zewnętrznego przewodnika. Jego rolę przejęło moje ciało.

CZY TO JUŻ KONIEC BYCIA PROWADZONĄ?

Nie znaczy to jednak, że praktykuję wyłącznie sama. Dalej trochę eksperymentuję. Aktualnie zagłębiam się w jogę kundalini i sprawdzam jak ten rodzaj praktyki na mnie wpłynie. Robię to jednak tylko wtedy, gdy czuję taką potrzebę. Do tego zaczęłam też przemierzać krainę jogi nidry, która na pierwszy rzut oka nie ma nic wspólnego z klasyczną hatha jogą. To rodzaj głębokiej relaksacji, który bardzo mi pomaga się wyciszyć i rozładować nagromadzone napięcia w ciele.

ZYSKANIE ŚWIADOMOŚCI

Joga zyskała dla mnie inny wymiar. Nie jest już wyłącznie serią ćwiczeń, które mają być modne, rzeźbić ciało i robić na znajomych efekt „wow”. To jest już moja osobista praktyka. Bardzo intymna i skupiona wyłącznie na mnie. Podchodzę do niej bez oczekiwań. Stanie na macie sprawia mi po prostu radość. Pozwala mi odsunąć na bok wszystkie problemy i spojrzeć na nie z dystansu. Po praktyce często coś układa się w mojej głowie na nowo, znajduje rozwiązanie, odpuszczam, akceptuję rzeczy takimi jakie są. Uważam jednak, że każdy sam musi dojrzeć do takiego etapu. Nie wszyscy też tego potrzebują. Nie dla każdego jest to też coś, w czym się odnajdzie, co poczuje i co będzie chciał czy chciała robić.

GDY TO, CO NA ZEWNĄTRZ STAJE SIĘ WYŁĄCZNIE WEWNĘTRZNE

Po sobie wiem, że musiało to po prostu wyjść z mojego wnętrza. Potrzebowałam odciąć się od świata zewnętrznego i ludzi dookoła. Spojrzeć na siebie a nie innych. Poczuć, co jest dobre dla mnie, mojego ciała, mojego umysłu. Joga to wyłącznie moja praktyka. Jeśli kiedykolwiek pojawi się ona w twoim życiu, pozwól jej się ugościć. Daj jej wybrzmieć. Nie patrz na innych. Nie oczekuj. Po prostu się temu poddaj. Wtedy poczujesz i zobaczysz zmiany. One pojawią się zniknąd. Po prostu zaufaj.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Joga – od bycia „fancy” do świadomej praktyki

Posted on 2023-03-282023-03-27

Joga – od bycia „fancy” do świadomej praktyki cz. 1

To długa ścieżka. W moim przypadku bardzo kręta. Z początku chciałam korzystać tylko ze skrótów. Teraz jestem już bardziej świadoma i nie chcę przyspieszać tej drogi. A jak ona wyglądała? Czy było łatwo? Jak jest teraz? Co się zmieniło? O tym w poniższym wpisie.

Łatwe początki?

Początek przygody z jogą miał dość chaotyczny kształt. Z jednej strony bardzo chciałam wykonywać asany (pozycje), które dla „zwykłego śmiertelnika” są efektowne, a z drugiej potrzebowałam skupić się na sobie i swoim ówczesnym stanie psychicznym. Wydawało mi się, że wszyscy dookoła robią tylko to. Chciałam iść za modą, być „fancy” niczym „instagramowe influencerki”.

Szybko jednak pozostałam przy tym pierwszym, co sprawiło, że moja relacja z jogą była bardzo nieregularna. Wkurzałam się, gdy ciało nie chciało mnie słuchać. Irytowało mnie, gdy osoby zaczynające później ode mnie szybciej osiągały te efekty, na które ja czekałam. Nie byłam jednak ani konsekwentna, ani pracowita. Właściwie to ćwiczyłam jogę jak mi się zachciało. Bywało, że długimi miesiącami nie było nic, potem nagle zryw na tydzień i kolejna przerwa. Mam wrażenie, że był to bardziej przymus, żeby zadowolić czy zaskoczyć innych, a nie coś, co miało mi pomóc.

Stacjonarnie czy online?

Chodziłam na zajęcia stacjonarne jeszcze przed pandemią, ale nie podobało mi się podejście prowadzącego. Joga właściwie była niczym wyciskacz potu. Być może moje oczekiwania były inne. Wydawało mi się, że joga to coś wewnętrznego, spokojnego, a nie seria ćwiczeń, które mają na celu jedynie zmęczyć. Przez pandemię znalazło się sporo ofert w internecie. Próbowałam różnych portali. Najdłużej trwałam przy Eli Wierkowskiej i Jogicznych (Jogiczni), ale z czasem też straciłam motywację.

Po dłuższej przerwie ciężko było wrócić. Poszłam bardziej w rozciągania i chwilowo to mnie bardziej zajmowało. Nie umiałam czerpać radości z jogi. Nie chciało mi się.

Czy to już nagły zwrot akcji?

W roku 2022 dałam sobie kolejną szansę. Obiecałam sobie, że pojadę na warsztaty jogiczne po raz kolejny sprawdzić jak to jest u mnie z tą jogą. Pojechałam z przyjaciółką na taki wyjazd gdzie zajęcia prowadziła Patrycja Gołąbek (Yoga Time). To był bardzo magiczny czas. Oprócz jogi był czas na medytację, na wspólny krąg, wyciszenie. Nie mogłam w żaden sposób porównać tego doświadczenia do zajęć stacjonarnych, na które uczęszczałam. Dość długo utrzymywał się we mnie błogi stan po spotkaniu z inspirującymi kobietami. To jeszcze jednak nie sprawiło, aby joga zagościła na stałe w moim życiu.

Co było tym nagłym olśnieniem i zmieniło całkowicie moje postrzeganie jogi? O tym w kolejnym wpisie.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Dwa wilki

Posted on 2023-03-072023-03-14

Dwa wilki (a może dwie małpy?)

Dwa wilki

Dwa wilki będą rozmyślaniami o tym, co dzieje się w nas samych, gdy umysł pragnie czegoś zupełnie innego niż serce. Rozmyślania o tym, co wtedy zrobić. O ile w ogóle wiadomo co zrobić.

W życiu chyba każdego człowieka, prędzej czy później dochodzi do walki pomiędzy dwoma zupełnie różniącymi się od siebie wilkami. Mogłabym snuć opowieści o nich i doszukiwać się źródła ich pochodzenia. Nie ma to jednak najmniejszego sensu.

Walka toczy się zazwyczaj wówczas, gdy rozum nie chce zgodzić się z sercem. Mało tego, ma on przewagę, bo do tej pory serce było skutecznie zagłuszane. Są jednak w życiu takie momenty, że serce dochodzi do głosu. W nieoczekiwanym momencie. Mnożą się wtedy sprzeczności, a w umyśle panuje całkowity chaos. Z tego chaosu wyłaniają się dwa wilki.

Trochę o nich opowiem, chociaż spora część pozostanie do wglądu tylko dla mnie. Spora część trafiła jak na razie do przysłowiowej szuflady. Aby przybliżyć nieco pojęcie tych dwóch walczących ze sobą bestii, posłużę się dość kontrowersyjnym przykładem naszych czasów. Życiem ONLINE i OFFLINE. Oto nasze dwa wilki.

BYCIE ONLINE

Z jednej strony posiadając internet „pod ręką” możemy się nieustannie inspirować, dowiadywać, sprawdzać, poszukiwać, uczyć i śledzić to, co wywołuje w nas pozytywne emocje. Nigdy wcześniej wiedza nie była tak blisko i tak łatwo dostępna. Do tej pory nie mieliśmy możliwości tak szybkiego kontaktu z bliskimi, ze znajomymi, nie mówiąc o ludziach, których nawet na oczy nie widzieliśmy. Brak pomysłu na obiad? Pyk. Już coś się znalazło. Nie znam jakiegoś obcego słówka. Cyk. Już sprawdzone co znaczy. Ktoś ostatnio wspominał, że koleżance X urodziło się dziecko. Rach ciach. Faktycznie, przecież wstawiła zdjęcie i zdobyła setki lajków. To nie przestanie zadzwiać i przerażać nas, ludzi, którzy pamiętają jeszcze czasy bez tego wszystkiego. Pierwszy wilk bardzo potrzebuje być ONLINE.

A MOŻE OFFLINE?

Z drugiej strony, w ostatnim czasie wyłonił się z głębokiego lasu drugi wilk, który pokazał mi jak wygląda świat OFFLINE. Świat, w którym telefon służył tylko do zrobienia zdjęć i ewentualnego kontaktu z bliskimi pod koniec dnia (błogosławieństwo za różne strefy czasowe). Nagle uświadamiasz sobie ile czasu przelatuje przez palce scrollujące po ekranie. Mało tego, nie zawsze jest pozytywnie. Tu informacja o tragicznych wydarzeniach na świecie, gdzieś indziej setki zdjęć koleżanki Y, która wolna jak ptak zwiedza świat dookoła i nie przejmuje się niczym albo kolega Z, który ma już trzecie dziecko, ogromną firmę i samochody z najwyższej półki. Człowiek szybko potrafi wprawić się w stan, gdy wydaje się mu, że jego życie to tylko gapienie się w ekran i śledzenie życia innych. Tego przecież lepszego, barwniejszego i z założenia wspanialszego życia, bo kto dzieliłby się chwilami strachu, złości czy smutku?

WALKA DWÓCH WILKÓW TRWA

Dwa wilki

O ile wcześniej nie do końca byłam świadoma tego, co się dzieje z moim życiem, o tyle teraz te dwa wilki postanowiły stoczyć ze sobą walkę. Największa bitwa stoczyła się zaraz po moim powrocie z Indii gdzie mój telefon przywykł do trybu samolotowego, a WiFi raz było, a raz nie. To była trudna walka.

Jeden z wilków, starszy i silniejszy (bo i doświadczenie większe) chciał dalej podporządkowywać się starym schematom. Drugi, młodszy i lękliwy chciał po nowemu. Chce próbować, chce zmian, chce sprawdzać i weryfikować, ale ciągle ogląda się na starego i boi się wszystkiego dookoła. Nawet najmniejszy szelest, który nie jest dźwiękiem wydawanym przez niego wprost, wprowadza zamęt i sieje wątpliwości. Chciałby się zerwać z łańcucha, na którym trzyma go stary wilk, ale jednocześnie boi się, że zostanie sam i nie będzie powrotu od raz podjętej decyzji.

Do tego stary nieustannie mu przypomina, że przecież niczego mu nie brakuje i jest dobrze tak jak jest. Codziennie ma co jeść, może spać w swoim łóżku, ma spokój, towarzystwo. Rano zerknie co słychać w świecie ONLINE, wieczorem przecież znów może to zrobić. Przez dzień też właściwie w każdej chwili może zerknąć. Na chwilkę. Na pięć minut. Po co pchać się w nieznane skoro tam może zabraknąć tego wszystkiego?

Młody wilk wciąż się waha. Chce uciec, ale za mało w nim odwagi i pewności, że sobie poradzi bez starych przekonań i przyzwyczajeń. Liczy jednak, że ten łańcuch, który się pomalutku luzuje pod wpływem jego narastającej siły, w końcu sam się zerwie i zapewni mu wolność jakiej pragnie. Będzie mógł się oddalić, ale na tyle, by nie tracić z oczu tego, co znane i sprawdzone. Popróbuje nieco innego życia i sam oceni na własnej skórze czy warto czy może lepiej zostać przy starym…

DO PRZEMYŚLENIA

Co jednak jeśli będzie za późno? A jak się okaże, że łańcuch sam z siebie się nie zerwie? Co jak sam stanie się starym wilkiem, któremu obce będą zmiany i nowe nawyki? Może jednak warto mimo wszystko zaryzykować i poczuć czym jest życie? Tu i teraz. W rzeczywistości. Wśród kolorów, dźwięków, zapachów i innych ludzi. Zmysłów, które są i wyostrzają się z każdym nowym doświadczeniem. Poczuć sercem wszystkie emocje i uczucia otaczającego świata. Może to lepsze niż ignorancja? Niż sztuczne bodźce? Blokowanie i tłumienie w sobie tego wszystkiego? Stawanie się niewolnikiem swojego umysłu zawieszonym na grubym łańcuchu?

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

„Głos” ciała

Posted on 2022-08-042023-03-14

W dzisiejszych czasach chyba każdy z nas prędzej czy później znajduje się na etapie kiedy bardzo chce schudnąć, zgrubnąć, wyrzeźbić ciało, uelastycznić je, wzmocnić czy zrobić coś z kompleksami. Często jednak motorem napędowym tych zmian jest obserwacja otoczenia. Zwłaszcza social mediów, wysłuchiwanie złośliwych komentarzy, patrzenie na to, co robi większość. Tymczasem ważniejsze jesy usłyszeć głos naszego ciała.

głos ciała

Szkoła a ciało

Już w szkole ciągle nas oceniają za to jak umiemy odbić piłkę, jak szybko przebiegniemy, czy dotkniemy rękami podłogi w skłonie, czy strzelimy gola, czy wygramy mecz. Teoretycznie wmawia się nam, że liczą się chęci, a nie wynik. Jednak chyba każdy z nas wie, że rzeczywistość się z tym mocno mija. Jeśli nawet jakimś cudem zostajemy sprawiedliwie oceniani, jeśli chodzi o oceny to niekoniecznie dobrze oceni nas środowisko. Zawsze znajdzie się ktoś „lepszy” kto będzie dogadywał, wyśmiewał czy podkładał nam nogi. W ten sposób ten przedmiot szybko staje się tym znienawidzonym i zaczyna się kombinowanie ze zwolnieniami, brakami strojów itp.

Moja historia

Też przez to przechodziłam. Dopiero teraz, mając już drugie tyle lat, dochodzę sama do wniosków, które chciałabym wysunąć tych kilkanaście lat temu. Chciałabym usłyszeć od kogoś po co ćwiczę, ale nie tak ogólnikowo, że dla zdrowia. Usłyszeć, że cokolwiek nie zrobię to jest ok, bo robię to dla siebie, dla swojego ciała, które mnie nosi po świecie, dostarcza tlenu, odżywia i tak naprawdę pozwala żyć. Chciałabym już wtedy wiedzieć, że najciekawszym etapem jest droga (rozumiana jako rozwój) a nie sam cel. Jak to rozumiem? Przykładowo nieważny jest wynik tylko to jak się angażowałam w grę. Nieważne czy umiem z miejsca dotknąć palcami podłogi tylko to, że za każdym razem robię postęp choćby o milimetr. Czuję co dzieje się w ciele oraz wiem po co to robię.

Ścigać niedoścignione

Jeszcze do niedawna chciałam być jak inni. Jak te wysportowane, elastyczne joginki, które robią cuda ze swoim ciałem. Chciałam mieć taką sylwetkę, być szczupła, nie mieć fałdek na brzuchu, nie mieć zwisającej skóry na przedramionach, bez problemu stać na głowie czy wchodzić do mostka.

Niestety to nie działało. Szybko się zniechęcałam, no bo przecież próbuję, a nie wychodzi. Mijał miesiąc, a ja dalej nic. Potem kolejny i rzucałam wszystko w cholerę. Koło się ciągle zapętlało, bo chciałam od razu już mieć to wszystko po jednym treningu czy praktyce jogi.

Odpuszczenie

W końcu doszłam do etapu, że mam to w dupie i odpuszczam. Ćwiczę sobie tylko jak mnie najdzie. Może to nie jest tak proste jak to, co tu teraz piszę, bo musiałam dużo przerobić w swojej głowie. Obserwować dużo mądrzejszych ode mnie osób, które cały czas pokazywały, że ważna jest droga a nie cel sam w sobie. Wtedy zaczęłam się tym trochę bawić, sprawdzać co już umiem, co nie, słuchać co na daną pozycje mówi moje ciało, gdzie boli, gdzie dyskomfort, a gdzie jeszcze wciąż są napięcia. Zaczęłam się skupiać na tym co jest do przerobienia tu i teraz. Nie patrzyłam już co umie jedna czy druga osoba.

Wsłuchaj się w głos ciała

Obecnie praktykuję jogę i uczęszczam na zajęcia z rozciągania. Nie mam celu takiego jak na początku, tylko cieszę się samą drogą. Zauważam dużo więcej małych zmian i to mnie cieszy. Nie narzucam sobie morderczego tempa, nie szukam drogi na skróty. Staram się umościć w swoim ciele i wsłuchiwać się w jego głos. Szanuję to, gdy mi podpowiada, że jeszcze nie dziś, że jeszcze jest blokada.

Jednocześnie spoglądając w lustro widzę już efekty tego, co kiedyś było tylko jakimś durnym marzeniem. Patrzę w lustro i widzę fajne ciało. Fajne nie dlatego, że jest szczupłe, coraz silniejsze, coraz bardziej elastyczne. Fajne, bo moje i przede wszystkim dające mi masę szczęścia – gdzie bym poszła, gdyby nie nogi? Co bym widziała, gdyby nie oczy? Co bym poczuła, gdyby nie nos i język? Tych funkcji jest całe mnóstwo i za to jestem wdzięczna temu ciału, za to jest ono po prostu fajne.

Podsumowując

Kończąc, chciałabym, żeby w szkole uczono (spróbuję to wprowadzić, choć nie jestem nauczycielką wf), że każde ciało jest dobre. Wiedzieć, że każdy może wiele, ale w swoim tempie, na swoich zasadach, bez porównywania się. Przecież wiadomo, że ktoś może mi dziś stwierdzić, że jestem za chuda albo za gruba. Ktoś może stwierdzić, że po co mi to było jak przecież nigdy nie byłam gruba. Jeszcze ktoś inny, że dalej nie umiem tego czy tamtego. Dziś jednak rozumiem, że często takie słowa słyszy się od osób, które same potrzebują zapewnienia, że u nich jest ok. Od osób, które po prostu nie mają co robić i wyszukują u innych wad, niedoskonałości. Osób, które uporczywie trzymają się przekonania, że to one wiedzą lepiej.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Weekendowy detoks offline

Posted on 2021-03-242023-03-14

Problem uzależnienia od pracy i telefonu nie jest chyba czymś wyjątkowym u mnie, spotyka coraz więcej ludzi. Jestem przekonana, że większość społeczeństwa ma z tym ogromny problem. O ile ktoś w ogóle chce zauważyć, że to jest problem. Dlatego ja stawiam coraz częściej na weekendowy detoks offline.

weekendowy detoks offline

Pandemia i nauczanie zdalne znacząco przyczyniło się u mnie do pracy praktycznie 24h na dobę i ciągłego gapienia się w laptop/telefon. W moim przypadku głównie było to sprawdzanie, czy jakiś uczeń nie dosłał pracy po terminie, nie napisał rodzic w sprawie swojego dziecka, czy koleżanka z pracy potrzebowała pilnie pomocy. W szybkim czasie stało się to dla mnie koszmarem, bo chciałam pomóc dosłownie KAŻDEMU.

Czas na zmiany?

Po drugim przejściu na nauczanie zdalne miałam psychicznie dość. Czułam wypalenie. Najgorsze było w tym jednak to, że nie ja jedyna czułam totalne znużenie i zmęczenie. Odbijało i odbija się to już na dzieciach, młodzieży, nas nauczycielach i rodzicach. Każdy już ma dosyć, a wcale nie zapowiada się, by w najbliższym czasie było lepiej.

Wiedziałam, że za moje wypalenie jestem odpowiedzialna w głównej mierze tylko ja. To ja decyduję, jak się czuję myśląc o pracy. To popchnęło mnie do radykalnych zmian.

Od tej pory każda sobota i niedziela należy tylko do mnie, mojej rodziny i bliskich. Jest mi coraz łatwiej o to zadbać, o czym świadczy choćby miniony weekend. Ani razu nie spojrzałam do laptopa, a telefon przeleżał cały ten czas poza moim zasięgiem. Owszem, bywały myśli, a co jak ktoś coś potrzebuje i czegoś ode mnie chce?

Dbanie o siebie

Komfort psychiczny okazał się ważniejszy – miałam świetną okazję pokazać mojemu wewnętrznemu perfekcjoniście, że świat dalej będzie istniał, gdy nie odpiszę od razu i nie odbiorę telefonu z pracy. Za to zyskałam czas dla siebie, partnera i rodziny. Mogłam spokojnie posprzątać, pospacerować z psem, gotować i robić masę innych rzeczy, których albo nie robię w ogóle, albo bardzo po łebkach, bez odrobiny uważności.

Kończąc te moje zapiski z codzienności chciałabym to jakoś konkretnie uporządkować. Zapewne pozostanę przy weekendach offline bez telefonu, nie będę robić do pracy czegokolwiek. W zamian zyskam czas, komfort psychiczny, wolność i dużo więcej zajęć, na które zwykle wydaje się, że brakuje czasu. Czasu nie brakuje, tylko mocno go trwonimi oddawaniem się bez umiaru czeluściom internetu.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
Older PostsNewer Posts

WIERSZE

Copyright © 2025 Paulina Merz. All rights reserved.