Mieszanka wybuchowa tego, co rockowe i mocne z piękną poezją usłaną delikatnymi dźwiękami… Dwa zupełnie różne światy, a jakże spójne. Taki był niedzielny koncert Renaty Przemyk w Fortach Kleparz w Krakowie.
RENATA PRZEMYK – KONCERT YA HOZNA
ZBYT WIELE OBAW
Pierwszym moim koncertem Renaty Przemyk był koncert Akustik Trio. To właściwie wtedy zaczęłam bardziej przyglądać się tej artystce. Jej piosenki przesiąknięte życiem i niesamowita muzyka sprawiają, że człowiek nie ma prawa wyjść z jej koncertu bez żadnych refleksji. Tak było wtedy, ale czy tak miało być i dziś? Bałam się iść na ten koncert, z kilku powodów.
Pierwszym był z pewnością fakt, że moja znajomość pierwszej płyty Renaty w stosunku do reszty jej repertuaru była najsłabsza. Owszem, słuchałam kilka razy, ale to nie był w pełni mój klimat. Poza tym trudno było mi się przestawić z jej aktualnych możliwości wokalnych na sam początek tej drogi. Słuchając Ya hozny naprawdę ciężko czasem usłyszeć dzisiejszy głos Renaty. Nie chodzi tu tylko o rozwój techniczny głosu… Tu chodzi o coś więcej… o dojrzałość.
Kolejnym powodem, dla którego do końca nie mogłam się zdecydować na ten koncert to świadomość, że słuchacze będą ode mnie starsi, dużo starsi. Tu właściwie się nie pomyliłam, choć ku mojemu zaskoczeniu nie byłam jedynym wyjątkiem. Najsłabszym argumentem przeciwko był sam dojazd, a właściwie powrót ze świadomością, że blisko nie mam, a następnego dnia trzeba się punktualnie stawić w pracy. Pokonałam jednak te wszystkie bariery, a dlaczego? Myślę, że dowiecie się z niniejszej relacji.
POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
Nie wiem jak było te 27 lat temu, gdy płyta Ya hozna pojawiła się na rynku muzycznym, bo sama chyba nie byłam nawet jeszcze planowana 😉 Jednak im jestem starsza, tym częściej sięgam po to, co było kiedyś. Po to, co miało jakąś wartość i jakiś sens. Zawsze kieruję się głównie muzyką, ale słowa też pełnią dla mnie istotną rolę. Nie wiedziałam czego się spodziewać na koncercie, ale po cichutku, patrząc na teksty piosenek i muzykę, spodziewałam się choć odrobiny szaleństwa.
Do dziś pamiętam jak na jednym ze swoich koncertów Renata Przemyk stwierdziła, że do szpilek trzeba dojrzeć. Jakiż uśmiech wywołał u mnie widok wchodzącej na scenę wokalistki w… glanach. Jak sama artystka stwierdziła – powrót do przeszłości. Już w pierwszej chwili wiedziałam, że to jest artystka z krwi i kości, a nie gwiazda estrady. Trzeba mieć odwagę i być pewnym swojego talentu, aby wyjść na scenę ubraną w coś innego niż suknię z cekinami. Tu nie było miejsca na postawienie sobie za zadanie „co nie dośpiewasz to dowyglądasz”. Jednak nie mogę być wobec tego krytyczna – strój zdecydowanie odmłodził artystkę, która i tak wygląda dużo młodziej niż ludzie w jej wieku 😉 Ponadto oddawał on w pełni to, jak normalnym i naturalnym człowiekiem jest Renata.
YA HOZNA PO LATACH
Wokalnie Ya hozna wyszła dużo lepiej niż te 27 lat temu. Renata Przemyk jest jedną z niewielu artystek, na które lubię patrzeć, gdy śpiewają. Wszelkie grymasy na jej twarzy nie sprawiają, że jest brzydsza, wręcz przeciwnie! Przyjemnie patrzeć na muzyka, który śpiewa każdym centymetrem swojego ciała i nie tylko rusza buzią, ale też rękami, nogami i czym się tylko da.
Przy znanym utworze „Babę zesłał Bóg” miałam możliwość usłyszeć zupełnie odmienną wersję „Baby” niż na płytach i innych koncertach. Za to ogromne chapeau bas dla Renaty Przemyk – rzadko słyszałam, żeby ktoś z każdym wykonaniem potrafił zrobić coś nowego. Nie można tu jednak pominąć zespołu Renaty, który stał się istnym dopełnieniem jej głosu. Sala oszalała przy dźwiękach „Kochaj mnie jak wariat” czy piosenki „Top”. Każda piosenka z Ya hozny była odświeżona pod wieloma względami Zdecydowanie bardziej podobały mi się te nowe aranżacje, które jednak nie odbiegały mocno od oryginału, a tylko sprawiały, że wykonania były dojrzalsze i pełniejsze.
„NIE SZUKAJ MNIE… UKRYŁAM SIĘ…”
Czy ktoś na koncercie spodziewa się salwy śmiechu podczas utworu? Nie mam tu na myśli piosenek kabaretowych czy satyrycznych. Wręcz przeciwnie – piosenka niezwykle życiowa, zwłaszcza dla wszystkich kobiet – „Makijaż twarzy”. Zapowiadało się zupełnie spokojnie, aż tu nagle artystka w refrenie pozwoliła sobie na przemianę w słodką kobietkę i słuchacze nie mogli powstrzymać śmiechu. Sama Renata chyba nie spodziewała się takiej reakcji, bo co jakiś czas sama się śmiała. Myślę, że tym utworem Renata Przemyk skradła serca wszystkich obecnych na koncercie. Nawet po koncercie słyszałam kilka rozmów wspominających ten właśnie utwór. Również niekończące się śpiewanie refrenu z publicznością świadczyło samo za siebie.
NIEZWYKŁA SIŁA MUZYKI
Muzyka powinna łączyć nie tylko artystę z publicznością, ale także artystę z pozostałymi członkami zespołu. I tę silną więź było tu wyraźnie widać. Urocze przekomarzanki Renaty Przemyk z gitarzystą Piotrem Wojtanowskim śmieszyły, wzruszały, a nawet dodawały pikanterii. Widać było, że to nie są wyuczone teksty czy naciągane śmieszne dowcipy tylko potrzeba chwili i wzajemna sympatia. To sprawiło, że rozmowy między tą dwójką za każdym razem pozostawiały jakieś emocje.
Genialne było dla mnie wykonanie „Prinsówny”, jakże odmienne od oryginału. Zwyczajny męski wokal w tym utworze został zastąpiony „miauczącym” śpiewem Piotra, który świetnie akcentował słowa takie jak „chciał” czy „ciał” sprawiając, że brzmiało to naprawdę jak miauczenie. W wielu utworach panowie mieli możliwość zaistnienia przy swoich solówkach i warto pochwalić tu każdego z nich: Piotra Wojtanowskiego (gitara basowa i chórek), Krzysztofa Pająka (klawisze), Sławka Puka (perkusja), Kamila Błoniarza (akordeon) oraz Grzegorza Palkę (gitary).
TROCHĘ BLIŻSZA…
Druga część koncertu nawiązywała do znanych piosenek z innych płyt Renaty Przemyk. Nie ukrywam, że na tę chwilę czekałam najbardziej. Tak też po krótkiej zapowiedzi rozpoczął się kolejny utwór „Ten taniec”. Następnie piękny utwór „Aż po grób” z głównym towarzyszeniem akordeonu, na którym niesamowicie grał Kamil Błoniarz. Zaraz po nim utwór, na który chyba najbardziej czekałam – „Jakby nie miało być”. Ma dla mnie wielką wartość pod względem tekstu, ale na tym koncercie muzyka położyła mnie już całkowicie na łopatki. Sama Renata Przemyk nie kryła wzruszenia i było to naprawdę autentyczne. Panowie stworzyli piękny i magiczny nastrój. I to cudowne instrumentalne zakończenie, które rozbrzmiewałoby w mojej głowie dużo dłużej, gdyby nie dźwięk braw.
Po tej chwili refleksji Renata Przemyk zapowiedziała kolejny utwór „Ostatni z zielonych”. Stał się chyba najdłuższą piosenką tego koncertu. Nie ma to jak śpiewać do siebie Nie martw się/przecież wiesz/ w życiu zdarza się/ czasem kiepski dzień. Szaleństwu nie było końca i nie było osoby, która nie poddałaby się tej optymistycznej piosence. Nie wiem ile razy refren został powtórzony, ale naprawdę wiele razy i tak by pewnie było do rana.
DAJESZ MI NIEPOKORNE MYŚLI…
„Kochana” to chyba najbardziej dla mnie intymna piosenka. Jest kilka historii i kilka osób, które za każdym razem pojawiają się przed moimi oczami, gdy słyszę pierwsze dźwięki tego utworu. Renata Przemyk jest również jedną z nich. Artystycznie daje mi ona wiele, a z drugiej strony to wszystko jest tak niepokojące, że za każdym razem wracam do domu pełna różnych refleksji o życiu swoim. Zawsze wtedy wiem, że oprócz fizycznych ludzi, którzy są mi bliscy jest kilku artystów, w których muzykę zawsze mogę uciec. Tam mnie nikt nie znajdzie. Wiadomo, że z czasem mogą przeminąć tak jak ludzie, których widzimy na co dzień, ale póki co wolę – razem iść pod wiatr.
Jednak „Kochana” to nie tylko pewne emocje i uczucia znajdujące się w mojej duszy, ale także muzyka. Niezwykle przejmująca melodia gitary, a do tego dźwięki Renaty Przemyk wydawane pod koniec utworu, które za każdym razem hipnotyzują mnie coraz bardziej. Tym razem moje doznanie hipnozy było jeszcze większe dzięki niezwykłej grze świateł.
EMOCJOM NIE BYŁO KOŃCA
Po tym fenomenalnym utworze Renata przedstawiła cały zespół i szczerze podziękowała wszystkim przybyłym. Rozległy się ogromne brawa i pewnym było, że artystka będzie musiała powrócić na scenę. Pierwszy raz widziałam z bliska muzyka tak szczęśliwego, przejętego i pełnego emocji. Jej radość i wzruszenie było tak autentyczne, że aż chciało się zachować ten obraz w pamięci jak najdłużej. Pierwszym bisem było „Bo jeśli tak ma być” i tu znów publiczność szalała śpiewając refren. Zaraz po tym rozległy się pierwsze dźwięki piosenki „Odjazd”. Ta piosenka zawsze przypomina mi o kilku ważnych kwestiach w naszym życiu, ale moją interpretację pozostawię dla siebie samej. Na sam koniec musiała jednak pozostać prawdziwa petarda – „Nie mam żalu”. Utwór dopełnił całości i mogłam poczuć się naprawdę spełniona.
BABĘ ZESŁAŁ BÓG
Renata Przemyk jest z pewnością artystką nietuzinkową i zadaję sobie często pytanie: Czemu tacy artyści są ciągle niedoceniani?
Z drugiej jednak strony cieszę się z tego powodu. Dzięki temu ich twórczość jest szczera, nie jest tworzona pod stacje radiowe czy gusta każdego przeciętnego odbiorcy. I to już nasz trud, by dotrzeć do takiego muzyka jak Renata Przemyk. Na tym koncercie miałam możliwość stać bardzo blisko niej – widziałam dokładnie każdą jej zmarszczkę podczas śpiewania, każde napięcie mięśni. Bez problemu mogłam dojrzeć każde jej wzruszenie, radość, szczęście i ciągłe niedowierzanie. Przemawia przez nią ogromna pokora i skromność, o które tak ciężko dziś wśród nowych wokalistów. Pod względem naturalności i tej właśnie zwykłej ludzkiej skromności, stawiam Renatę Przemyk dużo wyżej niż gwiazdeczki radiowe czy telewizyjne.
Z POZDROWIENIAMI Z ODJAZDU 🙂
Po koncercie odważyłam się znów zobaczyć z Renatą Przemyk. Wzięłam z domu wszystkie niepodpisane płyty i cierpliwie czekałam w kolejce. Gdy w końcu nadeszła moja kolej nie pamiętam co się ze mną działo. Poczułam się tak samo sparaliżowana jak podczas koncertu Akustik Trio. Artystka przywitała mnie miłym stwierdzeniem, że widziała jak śpiewałam wszystkie piosenki. Wyglądała na zaskoczoną. Być może ze względu na mój wiek. Sama nie wiem. Wiem jedno – przy piosenkach Renaty Przemyk dojrzewam i potrafię dostrzec rzeczy, o których na co dzień nie pamiętam.
Poza tym nic nie poradzę na to, że uwielbiam patrzeć jak ta artystka przeżywa muzykę, jak ją tworzy i powierza nam, nie zważając na to czy się spodoba. Z pewnością nie jest śpiewaczką operową ani osobą o niewiarygodnej skali, ale potrafi robić cuda ze swoim głosem. I tak sobie teraz myślę, że wcale nie jest mi przykro, że nie promują jej media i że nie ma jej wszędzie (nawet w lodówce 🙂 ). Pozostawia po sobie zawsze niedosyt i nieprzemożoną chęć pójścia znów na jej koncert.
Myślę, że ta relacja jest czymś więcej niż zwykłe „dziękuję” i tak właśnie pragnę podziękować Renacie Przemyk za to, że jest, tworzy i dzieli się z nami sobą i swoją duszą oraz że pozostaje w tym wszystkim wierna sobie, pełna pokory i autentyczności. Oby więcej takich muzycznych spotkań i jeszcze więcej inspiracji dla mnie! Z pewnością skorzystam z zaproszeń na następne koncerty, bo wiem, że nie wyjdę po nich rozczarowana, a wręcz bogatsza o naprawdę piękne emocje i doświadczenia.
SETLISTA
- Ya hozna
- Kochaj mnie jak wariat
- Babę zesłał Bóg
- Tortury
- Top
- Samolot
- Makijaż twarzy
- Prinsówna
- Hiszpańskie dzwonki
- Ob.reck
- Protest Dance
- Ten taniec
- Aż po grób
- Jakby nie miało być
- Ostatni z zielonych
- Zero
- Kochana
BIS
- Bo jeśli tak ma być
- Odjazd
- Nie mam żalu