Drogą wyboistą po marzenia

O koncercie Jose Carrerasa i Justyny Steczkowskiej dowiedziałam się już dawno temu. Gdy usłyszałam, że jeden z trzech wielkich tenorów ma zaśpiewać z Justyną, którą tak bardzo uwielbiam i szanuję, nie mogłam odpuścić. Pojawiły się bilety i zgodnie z moimi przeczuciami nie były one najtańsze, nawet na samym tyle. I co miałam zrobić? Nic… Postanowiłam czekać… Cierpliwie i pokornie znosiłam informacje o tym, że ktoś z moich znajomych się wybiera. Gdyby to był Kraków – pewnie bym się nie wahała, ale nie dość, że drogo to jeszcze drugi koniec Polski – Sopot. W końcu w maju dowiedziałam się, że będzie to możliwe – nie myślcie sobie jednak, że to było już pewne. Właściwie jechałam do Sopotu dzień wcześniej, nie wiedząc tak naprawdę co mnie czeka. Na miejscu poczułam wielką ulgę… Moje wielkie marzenie właśnie miało się spełnić! W tym miejscu pragnę podziękować Justynie!

JOSE CARRERAS

Człowiek, który jest znany na całym świecie. Śpiewa od lat i wspólnie z pozostałymi dwoma tenorami – Placido Domingo i nieżyjącym już Luciano Pavarottim – tworzyli niesamowite trio. Dziś ten znakomity śpiewak jeździ po całym świecie wykonując utwory operowe i musicalowe. Gdy pojawił się po raz pierwszy na sopockiej scenie poczułam dreszczyk emocji. Nigdy wcześniej nie miałam okazji usłyszeć prawdziwego tenora na żywo i jedno malutkie marzenie zostało w tamtej chwili spełnione. Rozpoczął od „Era de Maggio”, które z orkiestrą zabrzmiało tak dostojnie, że przez chwilę zapomniałam gdzie się znajduję. Swoje utwory śpiewał tak czysto i profesjonalnie, że ciężko byłoby cokolwiek znaleźć, co odebrałoby przyjemność słuchania. Dla mnie jedynym takim malutkim problemem był sposób w jaki Jose zaśpiewał „Impossible Dream”. Chodzi mi tutaj o jego akcent, który niestety w niczym nie przypominał angielskiego, ale w końcu ten człowiek jest Hiszpanem i ma do tego prawo. Nie byłambym jednak anglistką, gdyby takie rzeczy uchodziły mojej uwadze 😉

Justyna Steczkowska
Dziewiąte Wrota

Na scenę wkroczyła po dwóch utworach Jose Carrerasa. Gdy usłyszałam pierwsze dźwięki tak dobrze mi znanego utworu Wojciecha Kilara „Dziewiąte wrota” – poczułam niezwykłe napięcie. Już raz słyszałam wykonanie Justyny i byłam wtedy oczarowana. Teraz stała na ogromnej scenie, przed nieznaną publicznością, i widać było jak bardzo skupia się na dźwiękach, a nie tym, co dookoła. Z rozpoczęciem jej wokalizy emocje coraz bardziej narastały i, mimo że poradziła sobie świetnie i czułam dumę, wzruszenie i radość, nerwowość wcale ze mnie nie uleciała na dobre.

Terra
Fot. Piotr Robakowski
Fot. Piotr Robakowski

Wyszła po raz drugi, tym razem ze swoim utworem – „Terra” z płyty Anima. Piosenka, która jest bardzo bliska mojemu sercu i znam każdy jej dźwięk. W wersji z orkiestrą pojawiło się coś nowego – trąbki, flety, dzwoneczki – coś magicznego. Nie przeszkadzało nawet to, że momentami perkusja za bardzo odbijała dźwięki. Ujął mnie bardzo przerywnik, w którym głównym składnikiem nie były tylko skrzypce, ale również flety. W tym miejscu dotarło do mnie jak bardzo znam tę Artystkę i jak mogę skupiać się na szczegółach – na dźwiękach, instrumentach, jej ruchach, każdym ozdobniku zastosowanym przez Justynę w innym miejscu niż na przykład na nagraniu studyjnym.

Sanktuarium

Dopiero przy swoim trzecim utworze Justyna krótko opowiedziała o piosence, którą wykona – „Sanktuarium”. Niezwykłe jest to, że wystarczył pierwszy dźwięk fortepianu, by rozległy się gromkie brawa. Takiej wersji zupełnie się nie spodziewałam. Oryginalną elektronikę zastąpiły smyczki i utwór stał się jeszcze bardziej liryczny i melancholijny. „Sanktuarium”, czyli coś, co przyciągnęło mnie do Justyny, znów przywołało te pierwsze emocje, łzy wzruszenia, gdy ujrzałam na scenie świadomą Artystkę z magicznym głosem (nawet, jeśli nie jest on dla co poniektórych niczym wyróżniającym się, a dla złośliwych wydaje się być nawet wyciem czy miauczeniem), który niezależnie od tego, co sądzą o nim ludzie robi wrażenie. Wokalizy w obecności skrzypiec i dzwoneczków – naprawdę ciężko znaleźć odpowiednie słowa, żeby to opisać. I sama końcówka – jedynie fortepian i jej wysokie wokalizy – nic poza tym,  cisza na widowni, zamarła orkiestra i głos niosący się po całej okolicy… Magia…

Grande Valse Brillante

Jeśli chodzi o utwór Ewy Demarczyk„Grande Valse Brillante”Justyna stara się nigdy nie odbiegać za mocno od oryginału, gdy ma świadomość talentu swojego poprzednika. I tym razem jej wykonanie było poprawne, ale gdzieniegdzie udało się jej przemycić trochę samej siebie.

Fot. Piotr Robakowski
Fot. Piotr Robakowski
To co jest ci dane

Przy bisach Justyna pojawiła się ze swoim kolejnym utworem z płyty Anima, czyli „To co jest ci dane”. Ludzie, którzy znają oryginał mieli podzielone zdania, co do tej aranżacji, bowiem była ona bardziej uboga muzycznie niż wersja z płyty. Ja natomiast byłam oczarowana dźwiękami fletów i obojów, które sprawiły, że utwór przesiąkał orientem, a skrzypce tylko to dopełniały. Jedyne, co mogło troszkę irytować to zdecydowanie wolniejsze tempo utworu (zwłaszcza w końcówce, która zawsze była żywsza od początku utworu), ale w tym przypadku istotny okazał się przekaz. Siedziałam oczarowana tym, co znajdowało się przed moimi oczami, a że miałam je zamknięte to dogoniły mnie wspomnienia, wszystkie cudowne chwile i przede wszystkim jedna osoba – moja przyjaciółka, z którą wtedy byłam, siedziała obok mnie i razem przeżywałyśmy rok naszej bogatej znajomości.

Wracam do domu

Ostatni utwór to znów krótka zapowiedź tak dobrze nam – fanom – znana, po której usłyszałam pierwsze takty „Wracam do domu”. Rozpoczęła się delikatnie i powiało mocno muzyką filmową. Coś niesamowitego, do tej pory ten utwór bronił się sam głosem Justyny i dźwiękami fortepianu, a teraz doszły skrzypce, flety i dzwoneczki. Nagle z czegoś emocjonalnego i ubogiego w dźwięki powstał magiczny kawałek, który nadawałby się z pewnością do niejednego filmu. I Justyna, która ubrana w biel wyszła w stronę publiczności, już na dobre pozbyła się tremy i śpiewała całym swoim sercem, a uwierzcie mi – to się da usłyszeć i zobaczyć. Piosenka, która na mojej playliście stała się już nieco oklepana nagle zamieniła się w dzieło i chwilę ogromnych wzruszeń. Prywatnie, ten utwór, tej konkretnej nocy stał się czymś więcej niż tylko piosenką – był symbolem przyjaźni – głębokiej i szczerej więzi.

Duety
Fot. Piotr Robakowski
Fot. Piotr Robakowski

Jose Carreras i Justyna Steczkowska oprócz swoich solowych utworów wykonali również dobrze nam znane operowe lub musicalowe dzieła. Wszystko z towarzyszeniem niesamowitej orkiestry Polskiej Filharmonii Kameralnej Sopot pod batutą bratanka Jose CarrerasaDavida Gimeneza Carrerasa. Najpierw przenieśliśmy się na ogromną salę balową, gdzie wybrzmiał francuski utwór „Je te veux”, przyjemny dla ucha walczyk o lekko erotycznym zabarwieniu. Oboje śpiewacy znakomicie poradzili sobie z językiem francuskim. Oprócz tego zaśpiewali hiszpańską balladę „En Aranjuez con tu Amor”, który przypominał mi historie wielkich, pożądliwych miłości na południowych hacjendach. Na sam koniec wybrzmiała kolejna hiszpańska piosenka „Amigos para siempre”, której końcówka zachwyciła wszystkich. Zarówno Steczkowska, jak i Carreras dali ze swoich głosów wszystko i tym sposobem utwór wypełnił całą przestrzeń. Dodatkowo urzekła mnie bardzo Justyna, która kołysała się radośnie w rytm piosenki, co potwierdzało ogrom szczęścia, który jej przypadł tego wieczoru do wykorzystania.

All I Ask of You

Na koniec, celowo pominęłam jeden duet, a mianowicie „All I Ask of You” z mojego ulubionego musicalu „Upiór w operze”. Pomijam tutaj niestety obcy akcent Jose, który początkowo troszkę mi przeszkadzał. Natomiast jestem bardzo dumna z Justyny – zaśpiewała doskonale po angielsku, a do tego jej głos bardzo pasował mi do oryginału. Zdecydowanie nie była to żadna kopia pierwotnego utworu, bo choćby końcówka pokazała jak wielki talent ma zarówno Justyna, jak i Jose. Justyna ponownie ubrana w białą suknię i śpiewająca pięknym sopranem tak pasowała do bycia Aniołem Muzyki, że nie umiałam powstrzymać wzruszenia i radości jaka ogarnęła w tej chwili moje serce.

Ogromne chapeau bas dla obojga Artystów – Jose Carrerasa i Justyny Steczkowskiej!

Fot. Piotr Robakowski
Fot. Piotr Robakowski

A nieco inną relację i pełną setlistę znajdziecie tutaj:

⇒Filozofia sztuki

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.