Dawno tutaj nie pisałam o żadnych koncertach. Dawno też nie byłam na żadnym. Aż do wczoraj. W moim rodzinnym miasteczku. Z małym oporem wyszłam jednak ze swojej domowej nory. Nie żałuję! Andrzej Krzywy z Zespołem podczas Dni Ziemi Jordanowskiej to wydarzenie nie tylko muzyczne, ale o tym przeczytacie poniżej.
AH TE OCZEKIWANIA
Jak Andrzej Krzywy z Zespołem, to przecież wiadomo, że będą same hity De mono. Teraz się z tego śmieję, ale z takim oczekiwaniem wychodziłam z domu. Mało tego, wyszłam z założenia, że piosenka „Statki na niebie” na pewno się pojawi i to pewnie ze dwa razy. Nic bardziej mylnego. Zacznijmy jednak od początku.
OBSERWACJA
Za co uwielbiałam zawsze koncerty na żywo, a zdążyłam już o tym zapomnieć? Za możliwość zobaczenia Artysty w „naturalnym” jego środowisku. Przyjrzenia się mu z bliska, poobserwowania jak pracuje swoim głosem i jacy ludzie go otaczają. Już w chwili, gdy tylko zbliżyłam się do sceny i zobaczyłam człowieka niewielkiego wzrostu w przyciągającej mój wzrok bluzie z parą oczu (którą szybko ściągnął, a pod nią koszulka z jednym okiem) i czapce z daszkiem, pomyślałam sobie „oj, będzie ciekawie”. Jakby tego było mało, zaintrygowała mnie kobieca postać stojąca na prawo od Andrzeja Krzywego (o niej trochę póżniej).
NIEZNANE LĄDY
Oprócz typowych utworów De mono (o czym za chwilę), Andrzej Krzywy zaprezentował własną twórczość. Powracając do korzeni i wyjaśniając skąd pomysł na bycie wokalistą, zdradził swoje umiłowanie do twórczości Boba Marleya i tym samym wykonał przetłumaczony przez siebie utwór „Próżno nie chcę czekać na twoją miłość„. Będąc z wykształcenia tłumaczem, uwielbiam poznawać takie historie. Ponadto moją uwagę zwróciła piosenka „Życie jest piękne po północy”, w którym mocno można było wyczuć wielką inspirację reagge.
Zespół wykonał również kilka innych utworów, do których Andrzej Krzywy dodał kilka słów od siebie, jak np. „Mówię ci, że” (ze wspomnieniem debiutu Kayah i zamiłowania do warszawskiego klubu Remont) czy „Asfaltowe łąki” (o nich trochę później).
POWRÓT WSPOMNIEŃ
Andrzej Krzywy z zespołem, grając utwóry De mono jak m.in. „Kolory„, „Kochać inaczej” czy „Zostańmy sami„, przywrócili mi mgliste wspomnienia szkolne, gdy na dyskotekach królowały te przeboje. Co więcej, niektóre z nich przecież ciągle przewijały się w ukochanym wtedy serialu „Magda M„. Zwłaszcza wspomniane wyżej „Kolory„, które sprawiły najwięcej radości mojemu wewnętrznemu dziecku i obudziły ten skrawek duszy, który przez ostatni czas pozostawał w uśpieniu. Dopełnieniem szczęścia było usłyszenie „Póki na to czas„. Szkoda, że nie mogłam usłyszeć wszystkich piosenek tego zespołu, ale Andrzej Krzywy spokojnie wyjaśnił o co chodzi.
BĄDŹ ZMIANĄ
Na scenie również wybrzmiał wspomniany wcześniej utwór „Asfaltowe łąki”. Przed jej wykonaniem, Andrzej Krzywy odważnie wyraził swoją opinię na temat tego, co dzieje się z naszym światem, ze zmianą klimatu, z tym jak niszczymy przyrodę dookoła nas. Apelował o to, aby się zreflektować i zacząć coś zmieniać (małe zmiany też mają znaczenie!). Nie ukrywam, że zaimponował mi swoją odwagą w wyrażaniu (przed dość sporym tłumem) swojego zdania w tak właściwie kontrowersyjnym temacie. Bądźmy szczerzy, nie każdy wierzy w zmiany klimatyczne i uważa je za chore wymysły. To jednak się dzieje (choćby aktualna sytuacja z zanieczyszczeniem Odry, o której wspomniał). Mimo to, nie bał się tego powiedzieć na głos i wykorzystać swój autorytet do poszerzania świadomości wśród swoich odbiorców.
NIEWIELKI WZROST – DUŻY DYSTANS?
To, co również ujęło mnie prócz tych wszystkich mniej i bardziej znanych dźwięków, to sposób w jaki Andrzej Krzywy poprowadził cały koncert. Nie zawsze na tego typu wydarzeniach mamy okazję usłyszeć między piosenkami jakieś anegdoty. Przyznam szczerze, że w pierwszej chwili się tego kompletnie nie spodziewałam. To, co zaskoczyło jeszcze bardziej to ogromny dystans do siebie, a przy tym ogromnie silna osobowość, która w całe wydarzenie wprowadzała bardzo dużo humoru, śmiechu i żywo bawiła publiczność niezaleźnie od wieku. Dla mnie to było nic innego jak budowanie silnej więzi artysta-widz i działało bezbłędnie. Piosenkarz pokazał jak nawet małe przejęzyczenia można obrócić w żart i tym samym wcale sobie nie umniejszać.
DIAMENCIK BŁYSZCZĄCY Z UKRYCIA
Na koniec chcę wspomnieć jeszcze o jednym. Być może mam nieco inną świadomość po latach śpiewania w chórze, obserwowania przeróżnych artystów podczas festiwali, koncertów, czy nawet bliższych relacji z niektórymi z nich. Stąd pewnie zdecydowanie łatwiej dostrzegać mi to, co dla przeciętnego słuchacza być może jest niedostrzegalne, a bywa, że nawet niesłyszalne. O czym mowa? O chórku. Już wcześniej wspomniałam o kobiecej postaci stojącej niejako w cieniu wielkiej sceny. Milena Łącka – filigranowa dziewczyna stojąca na boku sceny. Doskonale dopełniała głos Andrzeja Krzywego czy to tzw. przyśpiewkami czy ciągnąc drugi głos. Często wtórował jej też w tym jej ojciec – Paweł Mazur, który grał na gitarze. Dla mnie była ona takim błyszczącym klejnocikiem uzupełniającym całość tej muzycznej układanki.