Na północy – zielona i wietrzna… Na południu – skalista i upalna… Na środku – czynny wulkan widoczny praktycznie z każdego zakątka wyspy… A dookoła ogromny i nieprzenikniony Ocean Atlantycki…
TENERYFA
POSKROMIĆ BESTIĘ
Mowa tu o ogromnym akwenie otaczającym Teneryfę, którym jest Ocean Atlantycki. Z pozoru – spokojne wody – w praktyce – niebezpieczny żywioł. Spoglądałam na niego stojąc na szczycie klifu i byłam pod ogromnym wrażeniem – granatowa przestrzeń przeplatana w niektórych miejscach jaśniejszymi plamami. Do tego białe bałwany rozbijające się o ostre, skaliste brzegi. Pomimo przebywania ponad poziomem wody nie brakowało przyjemnej bryzy wiejącej mi prosto w twarz. Dzień w dzień rybacy próbowali zebrać plon z tego nieposkromionego akwenu – stali na brzegu z wędką lub łowili ze swoich kutrów. A ocean pod tym względem wydawał się być bogatym źródłem pożywienia. Gdzieniegdzie widoczne były całe siedliska rozmaitych ryb. Miałam niezwykłe szczęście zaobserwować liczne stado ssaków – delfiny płynących nieopodal skał w piękne, słoneczne popołudnie. Sam żywioł dla takich śmiertelników jak my mógł stanowić wielkie zagrożenie. Podczas przypływów i odpływów nigdy nie było wiadomo czy jakiś prąd nie zabierze ze sobą swoich ofiar. Do tego fale, niezwykle kapryśne, potrafiły zabrać ze sobą człowieka w nieznaną otchłań lub też wręcz przeciwnie – wypchnąć go władczo na brzeg pełen niespodzianek. Jedynym względnie przyjaznym człowiekowi miejscem były zatoki, w których prądy właściwie nie były obecne, i do których fale praktycznie nie docierały.
CZARNY JAK MAK
Co łączyło ląd z oceanem oprócz ogromnych klifów i skał? Oczywiście piasek… Czarny jak smoła. Teneryfa nie jest miejscem obfitym w plaże, ale gdy już takowe się znajdą przeważnie mają kolor maku. Przyjemnie jest na nie spoglądać jak mienią się w słońcu. Czy oprócz koloru czymś się różnią? Nie bardzo… Wystarczy stanąć na ich piasku, aby poczuć jak parzy stopy. Budowanie z niego zamku też jest możliwe. Jedyną widoczną różnicą może być kolor skóry po wyjściu z wody – nagle człowiek przypomina bardziej potwora z bagien niż oprószonego złocistym piaskiem turystę. Zapewne opalanie się na takiej plaży przynosi większe efekty, bo kontrast między naszym ciałem, a podłożem jest dużo bardziej dostrzegalny. Sama nie próbowałam – nie lubię się opalać.
KALIMA
Ogromne turbulencje przy lądowaniu spowodowane wiatrem… Wrażenie ogólnego przymglenia… Chmury unoszące się tuż nad skałami… Co to wszystko ma oznaczać na Teneryfie? Kalimę – zjawisko spotykane właściwie tylko na Wyspach Kanaryjskich – gorące, saharyjskie piaski zostają wywiewane w kierunku wysp. Z pozoru nie wydają się czymś niebezpiecznym, ale przy ich nasileniu mogą poparzyć – w końcu to gorący piasek. Warto też ochronić oczy, bo nie jest przyjemnie mieć tego w nich pełno. Podczas mojego pobytu miałam do czynienia z kalimą, ale nie była aż tak silna. Jednak wyspa, która znajdowała się niecałe 30 kilometrów od brzegu, była cała osłonięta gęstym pyłem. Wpatrując się w klify Los Gigantos nad ranem miałam wrażenie, że obserwuję smoki wynurzające się zza skał, które szybko rozpływały się w nicość. Dzięki kalimie lub przez kalimę pogoda na Teneryfie ulegała zmianie i temperatura powietrza niejednokrotnie przekraczała 30 stopni.
ROŚLINNOŚĆ KANARYJSKA
Na południu – pojedyncze kępy przywarte mocno do podłoża i kaktusy… Na północy – ogromne lasy z sosną kanaryjską i wiele innych drzew i kwiatów, które na południu są jedynie sztucznie wyhodowane. Oprócz tego ogromne plantacje bananowców zajmujące większość niezamieszkałych terenów na południowym-zachodzie. Na północy z kolei różnorodna roślinność. Ciężko było wyłapać każdy gatunek drzew, krzewów czy kwiatów. Na pewno charakterystycznym drzewem była dracena (smocze drzewo), które swoją koroną przypomniało smoka o stu głowach. Do tego typowo śródziemnomorskie kwiaty jak hibiskus czy bugenwilla. Pożywienie dla mieszkańców wyspy stanowiły nie tylko bananowce, ale również drzewa awokado, cytrusów czy palmy daktylowe.
LĄDOWE SMOKI I KOLOROWE GADUŁY
Teneryfa to przede wszystkim skały, a co za tym idzie – idealne schronienie dla przeróżnych gatunków jaszczurek. Jaszczurki można było spotkać dosłownie wszędzie – od ulicy, przez hotelowe skały, skończywszy na dzikich skałach wulkanu i Parku Narodowego Teide. Oprócz gadów widoczne wszędzie były nadmorskie ptaki takie jak mewy, czy bardziej znane nam w całej Polsce gołębie. Na Teneryfie znajdowało się również sporo papug przeróżnych gatunków. Najwięcej z nich podobno żyje w Loro Parku, gdzie niestety tym razem nie byłam, ale na swojej drodze spotkałam kilka przedstawicieli tego gatunku, m.in. czterdziestoletnią czerwoną papugę arę wrzeszczącą Hola! do każdego kogo tylko ujrzała. Nie można było tego powiedzieć o jej sąsiedzie, siedemdziesięcioletnim zielonym przyjacielu. Ponadto, widziałam stada delfinów poszukujące pożywienia.
SAMOTNY SZCZYT
El Teide – najwyższy szczyt nie tylko Teneryfy, nie tylko Wysp Kanaryjskich, ale również całej Hiszpanii. Wznoszący się na wysokość 3718 metrów, które z pewnością nie są jego ostatecznymi wymiarami bowiem jest to wciąż czynny wulkan. Jak już wspomniałam, El Teide jest widoczny praktycznie z każdej strony wyspy. To za nim codziennie rano wstawało słońce, by później stać na tej samej wysokości do zachodu. Wjazd na sam szczyt nie jest możliwy – można się tam wybrać, ale ze specjalnym pozwoleniem. Natomiast kursuje kolejka, która z 2500 metrów wjeżdża na 3500 metrów skąd można podziwiać praktycznie całą wyspę. Na tej wysokości temperatura wynosi może coś koło 15 stopni i mocno wieje, ale dla takich przeżyć naprawdę warto. Do tego niesamowite skały i zero roślinności. Zupełnie inny klimat, inne warunki, inny świat…
ŚWIĘTO WYSPY
Było po północy 16-go lipca, gdy całe niebo wypełniło się kolorowymi fajerwerkami. Huk jaki przy tym powstał kojarzył się niezbyt przyjemnie i w pierwszej chwili nie byłam pewna co się tak naprawdę dzieje. Nazajutrz często słyszalne były dzwony kościelne, po których w niedługim czasie wypływały łódki i wystrzeliwały w powietrze kolejne serie sztucznych ogni. Całemu zdarzeniu towarzyszyła głośna muzyka i ogólna radość. W końcu ciekawość zmusiła mnie do poszperania w internecie i znalazłam – w tym czasie mieszkańcy terenów nadmorskich obchodzą święto Matki Boskiej z Carmen, co ma postać bardzo wesołą i wszędzie pełno kolorowych ozdób a figurka Matki Boskiej z Carmen bierze udział w procesji po oceanie.
SAMA NATURA
Czy myślicie, że basen to twór typowo cywilizacyjny? Otóż nie. Sama do swojego wylotu na Teneryfę nie miałam pojęcia, że baseny mogą się same uformować. Takie zjawisko widoczne jest na tej właśnie wyspie. Tam, gdzie brzeg otaczają skały, a woda wyżłobiła część tych wzniesień powstaje dziura, która wypełnia się wodą morską. Ingerencja człowieka jest w tym wypadku znikoma. Jedynie dobudowane są schodki czy drabinki, ewentualnie jakieś falochrony. W ten sposób, zerowym kosztem, powstaje ciekawa atrakcja turystyczna i przede wszystkim baseny naturalne są dużo bezpieczniejszym kąpieliskiem niż sam Atlantyk.
Mój osobisty raj na ziemi
Teneryfa na pewno na długo pozostanie w mej pamięci. Jej krajobraz jest tak różnorodny, że czasem aż ciężko było uwierzyć, że po przejechaniu kilku kilometrów było się w zupełnie innym klimacie. To jakby w jednej chwili przenieść się z lasów Amazonii na Saharę. Ciśnienie jest tam stałe, dlatego też ludzki organizm nie miewa problemów z bezsennością. Nic więc dziwnego, że Teneryfa cieszy się taką popularnością wśród ludzi starszych, którzy w swoich krajach zmagają się z trudnościami w zasypianiu. Przyjaźni mieszkańcy, którzy do każdego się uśmiechną i zapytają o samopoczucie. Klimat całkiem przyjemny – nie ma zim, temperatury nie spadają poniżej zera, a upałów też nie da się doświadczyć (jedynie podczas kalimy jest nieco cieplej, ale przyjemny wiatr łagodzi wszystko). Chciałabym tam powrócić… Zwłaszcza, że nie było mi dane zwiedzić jeszcze kilku miejsc!
Poniżej znajdziecie galerię zdjęć tego magicznego miejsca: