Delhi – nieokiełznana stolica

Delhi, w moim odczuciu ogromny moloch. Być może spowodowane było to też tym, że po długich godzinach na lotniskach i podczas lotu, znalazłam się w stolicy Indii o 3 nad ranem i trzeba było szybko sobie przypomnieć gdzie jest kosmetyczka i coś na przebranie, by cały dzień zwiedzać to ogromne miasto. Pogoda wówczas jeszcze nie sprzyjała i niewiele różniła się od tej polskiej, zimowej pluchy. Do tego obfita mgła sprawiła, że miałam wrażenie jakbym wcale tam nie była, jakby to był ciągnący się sen, który wcale nie jest rzeczywisty. To był pierwszy moment, gdy zapragnęłam, aby ktoś mnie uszczypnął, bo nie do końca wierzyłam w to, gdzie jestem.

STOLICA KONTRASTÓW

To właśnie w Delhi można było dostrzec najwięcej kontrastów. Ubogie, zaśmiecone dzielnice mieszające się z bogatymi, czystymi osiedlami. Z jednej strony monumentalne, stare budowle świadczące o świetności tego miejsca, a z drugiej brudne ulice, z kłębami kabli snującymi się między odrapanymi z tynku budynkami. Przemierzając delijskie ulice jesteś w stanie poczuć zmysłem węchu dosłownie wszystko. Najpierw uderzy cię niemiły odór rozkładających się śmieci, ale tuż za rogiem o nim zapomnisz, bo przejdziesz obok małej świątyni gdzie rozciąga się zapach pięknych kadzideł. Skrajność prześciguje tu skrajność. Modnie ubrana, niemalże po europejsku z tysiącem błyskotek na rękach, twarzy i nogach Induska wymija siedzących na krawężniku brudnych, w potarganych skrawkach materiału biednych. Tuż za nią podąża kilka kobiet ubranych w kolorowe sari, by za chwilę zobaczyć samotnie idącą dziewczynę w ciemnym hidżabie.

Delhi jest zbyt ogromne, by móc oddać w pełni jego klimat. Zwłaszcza, gdy było się tam tylko dwa razy. Na krótko. To, co mnie osobiście zaskakiwało na każdym kroku to fakt, że w jednej chwili znajdowałam się na bardzo ruchliwej, głośnej, pełnej klaksonów ulicy, a za chwilę spacerowałam po pięknych, zielonych ogrodach, gdzie prócz śpiewu ptaków nic innego nie dało się słyszeć.

PIĘKNO UKRYTE W OGRODZIE

Takie wrażenie zrobił na mnie Grobowiec Humajuna położony w rozległym ogrodzie. Byłam tam na tyle wcześnie, że oprócz bezdomnych psów, wiewiórek i przeróżnych gatunków ptaków, nie napotkałam żadnej innej żywej duszy. Samo mauzoleum wprawiło mnie w zachwyt i wzruszyło. Dopiero wtedy do mnie dotarło gdzie jestem. Próbowałam w głowie zbudować atmosferę, która mogła towarzyszyć przy budowie tej monumentalnej budowli. Coś niesamowitego! Taki Tadź Mahal w kolorowej odsłonie.

IMPONUJĄCY KOLOS

Inną, dość imponującą budowlą był Wielki Meczet w Starym DelhiDźama Masdźid. Naprawdę był ogromny, ale nie był dla mnie czymś całkowicie nowym. Widziałam już wiele meczetów. To, co może irytować (mnie przynajmniej irytowało) to fakt, że kobieta niemuzułmańska nie wejdzie tam bez ubrania na siebie czegoś na kształt chałatu. Nie ma znaczenia, że masz zakryte nogi i ręce oraz założysz chustę na głowę. Nie i koniec. Tylko dlatego, że nie wyglądasz jak osoba lokalna i jesteś turystką.

DELIJSKIE ULICE

Jak już wcześniej wspomniałam, delijskie ulice robiły wrażenie. Zwłaszcza te wąskie, gdzie za każdym rogiem słychać było klaksony, a każdy dom zdawał się wyglądać jak opuszczony. Największym zaskoczeniem była jednak ogromna ulica Chandni Chowk, gdzie znajdowało się dosłownie wszystko. Pomijam już fakt, że obok siebie znajdowały się przeróżne świątynie – dźinijska, hinduska, meczet czy kościół katolicki. Pełno było także straganów, sklepów i restauracji.

MONUMENTALNY MINARET

Ostatnim miejscem, które zobaczyłam był niewiarygodnie piękny kompleks Kutb Minar, gdzie widoczne były wpływy zarówno hinduskie, jak i islamskie. Nie mogłam nadziwić się zdobionym filarom i temu, ile tego jest. Wrażenie robił minaret wykonany z czerwonego piaskowca, który również miał cudowne, ozdobne żłobienia, a sięgał wysokości 73 m.

ZAPISKI Z PODRÓŻY

Delhi było dla mnie trudnym miastem. Wciąż mam mieszane uczucia co do niego. Za mało zobaczyłam. Za krótko tam byłam. Nie wydam żadnej opinii. Zostawię jedynie jeszcze ten krótki wpis z mojego dzienniczka:

„…Bieda uderza człowieka. Zwłaszcza, gdy widzisz małe, brudne, w byle jakich łachmanach dzieciaki stojące na najbardziej ruchliwej drodze. Uderza też ilość opuszczonych psiaków, które szukają kontaktu z człowiekiem… Momentalnie odczuwasz wyrzuty sumienia, że jesteś bardziej uprzywilejowany. Z drugiej strony twoje zmysły odurza intensywność smaków, kolorów, dźwięków czy zapachu unoszących się kadzideł, majestatyczne czerwone piaskowce i wapienie.”

Do Delhi jeszcze wrócę przy osobnym wpisie dotyczącym jednego z najbardziej imponujących kompleksów świątynnych, jaki zobaczyłam podczas mojej pierwszej wizyty w Indiach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.