Skip to content
SOUL BETWEEN POEMS
SOUL BETWEEN POEMS

Dusza pomiędzy wierszami

  • STRONA GŁÓWNA
  • TWÓRCZOŚĆ
    • TŁUMACZENIA
      • „Child” – pierwsze „muzyczne” dziecko
      • Desire of Love – tekst
      • Terra – tłumaczenie piosenki
      • Biografia po angielsku
      • Konkurs na przekład piosenki filmowej
      • Streszczenie artykułu naukowego
    • WIERSZE
    • ZAPISKI CODZIENNOŚCI
    • Z ŻYĆKA BELFERKI
  • INSPIRACJE
    • ORIENT
    • CHÓR BEL CANTO
    • LUDZIE
      • KAROLINA KORWIN PIOTROWSKA
    • STAROŻYTNOŚĆ
    • MUZYKA
      • ARIANA GRANDE
      • BEATA KOZIDRAK
      • DEAD CAN DANCE
      • Diego Navarro
      • EÍMEAR NOONE
      • ENYA
      • HANS ZIMMER
      • JUSTYNA STECZKOWSKA
      • MARIAH CAREY
      • RENATA PRZEMYK
  • KULTURA
    • Koncerty
      • Młodzieżowa Orkiestra Symfoniczna
        • Koncert Muzyki Filmowej
        • Dni Ziemi Jordanowskiej – Koncert Muzyki Filmowej
        • KONCERT MUZYKI FILMOWEJ W SUCHEJ BESKIDZKIEJ
      • Koncerty – Akademia Chóralna
        • Koncerty Akademii Chóralnej
          • Rytmy Świata w Narodowym Forum Muzyki
          • Singing Europe 2016
      • Koncerty – Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – ERA CZARODORO – WITCH TOUR
        • Jose Carreras & Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – Alkimja
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 1
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 2
        • 2. Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach
      • Lato z Radiem
        • Lato z Radiem – zespół Ira
        • Lato z Radiem – Varius Manx
      • Koncerty – Renata Przemyk
        • Renata Przemyk – Akustik Trio
        • Renata Przemyk – koncert Ya Hozna
      • Wild Hunt Live – Percival
      • Scena Perspektywa
        • Wszystko kwitnie – koncert wiosenny
      • Andrzej Krzywy z Zespołem
      • Beata. Exclusive TOUR
      • The World of Hans Zimmer
      • Koncert Ennio Morricone
    • Festiwal Muzyki Filmowej
      • 9. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Cinematic Piano, Wars & Kaper, Dronsy
        • Gala Muzyki Filmowej: Animacje
        • Indiana Jones – film z muzyką na żywo
        • Master Classes: Sesja #21
        • Scoring4Polański
        • Video Game Show: Wiedźmin 3 Dziki Gon
      • 10. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • 10. FMF Gala Jubileuszowa
        • TITANIC Live in Concert
      • Gladiator Live in Concert
      • 11. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Video Games Music Gala
      • 12. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • FMF Gala: The Glamorous Show
      • FMF ONLINE
      • Gladiator in Concert – Fimucité 2025
    • Teatr
      • CZTERY TAJEMNICE
      • CIOTKA KAROLA
      • PIĘKNA LUCYNDA
      • Lekarz mimo woli
      • Tramwaj zwany pożądaniem
  • PODRÓŻE
    • Bułgaria – pełna złocistego piasku
    • Grecja
      • Rodos – wyspa słońca
    • Hiszpania
      • Buñol – urokliwe miasteczko
      • Majorka – królowa Balearów
      • Wyspy Kanaryjskie
        • Fuerteventura – idylla dla zabieganych
          • Fuerteventura – Oasis Park
          • Fuerteventura – krótki poradnik
        • Lanzarote – księżycowa kraina
          • Lanzarote – krótki poradnik
        • Teneryfa – rajska wyspa
          • Santa Cruz de Tenerife
    • Indie – piękno ukryte w złożoności
      • Delhi – nieokiełznana stolica
    • Indonezja – czy to jawa czy balijski sen?
      • Jawa – kraina snu na jawie
    • Kanada
      • Ottawa – Kanada w pigułce
    • Korea Południowa
    • Polska
      • Toruń – pierniczkowe miasto
    • Portugalia
      • Lizbona – magiczne zakątki stolicy
  • JOGA
    • OFERTA
  • WYDARZENIA
  • O MNIE
  • KONTAKT
  • English
  • Polski

WIERSZE

Ścieżka Samoświadomości

Posted on 2024-03-032024-03-03

Opowieść o wewnętrznej transformacji

Odkrywanie Samej Siebie 🌟

Mój poprzedni rok był przede wszystkim o odkrywaniu samej siebie. O poznawaniu swoich zalet i wad. Było sporo o samotności i tym, co chcę w życiu robić. Często pisałam sobie gdzie widziałabym się za jakiś czas. Niejednokrotnie skupiałam się na pytaniu „Czego chcę?”. Moja praca jest powołaniem. Jest misją, której podjęłam się już jako dziecko. Wiedziałam, że chcę uczyć. Czułam, że moim celem jest pomagać innym w budowaniu ich świata.

Poznanie Prawdziwej Jaźni 🌱

Do tej pory szło mi to jednak trochę nieudolnie, bo tak naprawdę nie znałam samej siebie i nie wiedziałam, w którą stronę iść, czego chcę od życia, jak chcę się spełniać i dlaczego w ogóle jestem. W głowie rodziło się więcej pytań niż odpowiedzi. Postanowiłam to po prostu zaakceptować. Nie stało się to tak z dnia na dzień. Ciężko nad tym pracowałam. Poczułam, że naprawdę jest gdzieś dużo większa moc, która pomaga nam w kreacji naszego życia. Rzadko jednak z niej korzystamy, bo wydaje nam się, że wszystko wiemy najlepiej. Innym powodem jest to, że słuchamy wszystkich dookoła i nie dopuszczamy wewnętrznego głosu. A wszystkie odpowiedzi są w nas.

Akceptacja i Wzrost 🌻

Jeśli jakoś uda się uporać z jednym i drugim, pozostaje wtedy miejsce na czysty strumień myśli wychodzący gdzieś z głębi. Czasem może nas zaskoczyć. Bywa, że nie pamiętamy nawet, że o czymś konkretnym pomyśleliśmy. Rok 2023 był dla mnie o tym. To był czas zasiewania różnych intencji z serca, nie z głowy i tego, co radzą inni.

Nowe Horyzonty 🚀

Dziś stoję już w zupełnie innym miejscu, choć wydaje mi się, że niewiele się zmieniło. Otoczenie na pozór jest takie samo. Zmieniło się moje wnętrze. Idę w końcu po swoje. Skąd o tym wiem? Po prostu to czuję i przypomina mi się coś, co jakiś rok temu ot tak po prostu sobie pomyślałam i zapisałam. Zobaczcie sami:

„Poindyjskie rozmyślania. Pojawiają się różni ludzie. Pojawiają się różne nowe sytuacje. Znani dotąd ludzie zachowują się inaczej niż zazwyczaj. Poszerzają się moje możliwości. W głowie rodzą się nowe pomysły. Umysł wybudza się ze snu zimowego. Serce lekko się uspokoiło. Emocje opadają. […]

Odnajduję nową mądrość. Rozkochuję się na nowo w jodze. Nieco inaczej. Sama. Z potrzeby serca. Ego nie zostaje wpuszczone na matę. Zmieniam podejście do pracy. Inaczej myślę o jedzeniu. Inaczej postrzegam wiarę. Dużo łatwiej uzyskiwać spokój, gdy się odpuszcza i nie daje dojść do głowy oczekiwaniom. Dużo łatwiej o spokój, gdy człowiek nie katuje i nie obraża tylko stara się wspierać i dopuszcza do głosu uśpione niegdyś „ja”. Energia krąży, karma ciągle się objawia w działaniach.

[…] Praktyka jogi staje się elementem mojej codzienności, chce mi się, idę swoim rytmem. Wsłuchuję się w ciało. […] W ogóle to chciałabym w domu założyć kiedyś właśnie takie bezpieczne miejsce dla kobiet – kręgi, joga, medytacja, psycholog, różne warsztaty. To mogłoby być piękne i odżywcze. Może też zajęcia dla dzieci i nastolatków? Relaksacje, wyciszanie. Pomysłów mam mnóstwo, ale daje sobie czas, żeby któreś z tych drobnych ziarenek zakiełkowało.

[…] Wszystko jeszcze przede mną. Na razie potrzebuję poobserwować, pobadać, potestować. Pobawić się tym, co jest. Wykorzystać to, co życie przynosi. Poznać ludzi, skrzyżować z nimi swe ścieżki, uczyć się, rozwijać. Słuchać siebie i tego, co mówi intuicja. Pisać, tworzyć, nie zatrzymywać się. Śpiewać radośnie mantry i słuchać ich z rozwagą. Pielęgnować swoje wnętrze i duszę artysty i podróżnika. Nie hamować, bo ktoś pogrozi palcem. Iść przed siebie, nie robiąc krzywdy innym, ale przede wszystkim też sobie. Być obecną i otwartą na emocje, nie dawać się im, ale wyciągać wnioski. Zostawić z tylu gorzkie lekcje. Tylko je przeanalizować na chłodno, wybrać czego nauczyły. Zostawić wszystkie żale, lęki i gniewy. Nie nosić ich w sobie. Iść dalej bez nich. Nie chować urazy. Po prostu pięknie żyć. Cieszyć się tym. Być wdzięczną. Mieć otwarte serce, by brać i dawać. Słuchać swojego głosu. Nie lekceważyć ciała. Nie zaniedbywać duszy. Dbać o spokój umysłu. To wszystko się da. Najważniejsza teraz dla mnie praca, to odpuścić wszelkie oczekiwania ego. To one rodzą stres.”

z moich osobistych notatek

Podsumowanie: Życie w Zgodzie z Sobą 🌺

Dziś stoję w miejscu, gdy podejmuję się kolejnej odważnej decyzji. Robię to, o czym w zeszłym roku tylko myślałam. Rzuciłam intencję do wszechświata i wróciła do mnie z konkretnym planem, gdy tylko zobaczyła, że jestem gotowa. Pragnę uczyć i wiem, że potrafię. Czuję jednak, że samo bycie nauczycielem w szkole to w obecnym systemie wciąż za mało. Chcę również pomóc innym dużo szybciej dojść do punktu, w którym znajduję się teraz. Do miejsca, gdzie akceptuję siebie, swoje ciało, emocje, wady i zalety. Do miejsca, gdzie kieruję się swoim wewnętrznym głosem i robię to, czego po prostu pragnę. Zachowuję przy tym jednak intencję, by kierować się kilkoma ważnymi wartościami – niekrzywdzeniem, prawdą, umiarkowaniem, nieprzywiązywaniem i docenianiem tego, co mam bez zazdroszczenia innym.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

MAGICZNY ROK

Posted on 2023-10-032023-10-03

MAGICZNY ROK

Ten rok był magiczny. Działo się w nim zdecydowanie sporo. Nie będę w stanie wspomnieć tu o wszystkim, co mnie spotkało. Nie wymienię też wszystkich ludzi, którzy pojawili się w moim życiu. Sporo z tych wspomnień powinnam zostawić tylko dla siebie. W tym wpisie chcę wyciągnąć tylko najistotniejsze rzeczy. Te mocno zmieniające całe moje dotychczasowe patrzenie na świat. Chcę też pokazać jak wiele może się wydarzyć w ciągu zaledwie 365 dni, jeśli na to tylko pozwolimy.

Teneryfa z perspektywy nauczyciela

Zacznę od październikowej podróży z pracy na Teneryfę. Wyjazd od samego początku zrodzony w mojej głowie i konsekwentnie doprowadzony do końca. Spełnienie mojego ogromnego marzenia, by znów tam pojechać. Jak się okazało nie tylko mojego. Kolejne dzieciaki przeżyły podróż życia. Niezwykle zasilający czas. Już wtedy subtelne zmiany zaczęły się ukazywać w moim życiu. Przebywanie z niezwykle inspirującymi ludźmi i świadomość, że będą zawsze i wszędzie, pomagając jak tylko potrafią. Bezcenna lekcja o ludzkich relacjach.

Spotkanie z Maestro

Do tego niezwykłe spotkanie z kompozytorem i dyrygentem – Diego Navarro. Do samego końca nie byłam pewna czy to w ogóle możliwe, choć nie dopuszczałam myśli, że mogłoby być inaczej. Udało się. Spotkałam maestro w jego rodzinnym mieście i mogłam zobaczyć jego studio, posłuchać przedpremierowo kilku utworów, porozmawiać o nich, a także o życiu kompozytora. Nie sądziłam, że coś takiego mi się przytrafi. Niesamowita dawka inspiracji oraz przemyśleń na temat bycia artystą i kreatorem. Myślę, że o tym jeszcze za jakiś czas więcej opowiem.

Podróż życia

W końcu luty i podróż życia. Nie mogę tego inaczej określić. Wyjazd do Indii był krokiem, który na zawsze odmienił mnie i moje życie. Od tego czasu wszystko jest inne. Wiele rzeczy legło w gruzach, ale pojawiło się też sporo nowych. Odważyłam się na podróż solo i nie żałuję ani trochę. To była najlepsza decyzja w moim życiu i do teraz układam sobie jej skutki w głowie i sercu. W tym drugim jest zdecydowanie trudniej. To w Indiach poznałam wielu nowych ludzi, a w tym przewodniczkę Iwonę, dzięki której ten wyjazd zyskał jeszcze inny wymiar. Dla mnie dużo cenniejszy, ale za wcześnie, by się tym jeszcze dzielić.

Zaczynając od zera

Od tej podróży wszystko zaczęło się układać inaczej. Miewałam różne kryzysy spowodowane całkowitą zmianą świadomości. Przechodziłam przez bardzo trudny czas w pracy, mimo że odniosłam znów ogromny sukces – przyznanie akredytacji z Erasmusa+. Dzień po dniu stawiałam czoła wyzwaniom w pracy i życiu osobistym. Nie było łatwo, ale zasilałam się czym tylko się dało. Musiałam nauczyć się siebie i ludzi dookoła mnie od nowa. Ponownie postawić fundamenty i przyjrzeć się temu, co mnie zasila, a co niszczy.

Nie ma przypadków

Niespodziewanie w moim życiu pojawiła się kolejna dobra Dusza, Alicja. Tej znajomości nie mogłam przewidzieć, ale zdecydowanie była brakującym ogniwem. Pozwoliła mi pogłębić to, co wykiełkowało już w Indiach. Utrwaliła moje przekonanie, że joga naprawdę odmienia, nie tylko ciało fizyczne, ale przede wszystkim to, co wewnątrz człowieka. A do tego udowodniła mi, że przyciągamy takie osoby, które mamy przyciągnąć i nie da się tego w żaden sposób przyśpieszyć czy opóźnić – musi nadejść odpowiednia chwila. Tu nie ma przypadków. Na pewne relacje trzeba być po prostu gotowym.

Dolce far niente

Nadszedł czas na wyjazd do Włoch w maju. Tam kolejny rozwój zdarzeń. Tym razem tych prywatnych, co pozostawię dla siebie. Mnóstwo czasu na przemyślenia, odpoczynek, spacery i dużo smacznego jedzenia. Do tego zebranie sił na finisz roku szkolnego.

Koniec roku, początek czegoś nowego

Koniec roku szkolnego był dla mnie bardzo trudnym przeżyciem. Sporo niełatwych sytuacji, przykrych wiadomości i ważnych decyzji. Nie dość, że walka samej siebie z kryzysem i wypaleniem, to jeszcze świadomość pożegnania swoich pierwszych wychowanków. Niesamowicie emocjonalna końcówka, słowa, gesty, pamiątki i wspomnienia, które zasilają i budują człowieka na lata.

Nierzeczywiste marzenia

W końcu lipiec i upragniony urlop. Nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że w ogóle polecę do Indonezji. Nie sądziłam, że zdarzy się to tak szybko. Nie docierało do mnie, że dopiero co były Indie. Czułam jednak ogromną potrzebę tej podróży. Była niejako kontynuacją tego, co zaszło w Indiach. To podczas niej po raz pierwszy przekonałam się na własnej skórze, że szczera intencja prosto z serca spełnia się, tylko trzeba na nią cierpliwie poczekać. W pewnym sensie był to trudniejszy wyjazd, więcej zmiennych, ale niesamowicie oczyszczający i wdzięczność za to, że znów towarzyszyła mi Iwona. Nie wiem czy bez niej dałabym rady, a z pewnością nie doświadczyłabym tego wszystkiego, co mi się przytrafiło.

Egzamin z życia

Koniec sierpnia to egzamin w pracy. Znów ogromny czas buntu i poczucia beznadziei, że system wciąż jest jaki jest i nie mam na to żadnego wpływu. Jednak był to też czas ogromnego, osobistego sukcesu i udowodnienia sobie, że praca, którą włożyłam w swój rozwój i burzenie tego, co mi nie służy, sprawiły, że egzamin na poziomie mentalnym był dla mnie czymś spokojnym. Tu również zobaczyłam, czym są szczere i prawdziwe relacje międzyludzkie.

„Nie wiem”

Patrząc wstecz nie mam dziś do siebie pretensji, że w dniu kolejnych urodzin jestem na rozstaju dróg i najzwyczajniej w świecie nie wiem co dalej. Za mną wiele zamkniętych drzwi, zdobytych szczytów i zburzonych fundamentów. Przede mną jedna wielka niewiadoma. Nie wiem co dalej. Pozwalam sobie na tę niewiedzę. Wiem, że jest ona chwilowa. Ma prawo pojawić się po tak intensywnym roku.

Tak sobie myślę, że coś takiego nie przydarza się każdemu, a jeśli nawet, to raczej nie w tak krótkim czasie. Jestem ogromną szczęściarą, choć z drugiej strony wiem ile wysiłku włożyłam w to, by ten rok tak właśnie wyglądał. Ile zmian musiało zajść we mnie samej, by móc realizować dziecięce marzenia i sięgać wciąż po więcej. To nigdy nie jest łatwe. Tym bardziej jak ma się w sobie sporo krzywdzących przekonań albo takich, które wcale do nas nie należą. Udowodniłam sobie wiele, zbudowałam mnóstwo pięknych relacji, przede wszystkim też z samą sobą i nie ustaję na poszukiwaniach dalszych celów, dróg i tematów do zgłębienia.

Akceptując siebie, wygrywasz wszystko

Choć kompletnie nie czuję się jak na swój wiek (w sercu wciąż jestem nastolatką), to nie wróciłabym się do przeszłości. Dobrze mi z tym moim bagażem doświadczeń. Może w metryce pojawiła się już kolejna cyferka po zeszłorocznej trzydziestce, ale mnie to jakoś zupełnie nie rusza. To, co natomiast mnie wzrusza najbardziej to fakt jak bardzo siebie akceptuję, swoje ciało, charakter, przeżycia i emocje, a ponadto to jak bardzo się zmieniłam i znalazłam w końcu na swojej własnej ścieżce przez nikogo jeszcze nie wydeptanej.   

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Jawa – kraina snu na jawie

Posted on 2023-08-302023-08-30

Jawa – kraina snu na jawie

Jako dziecko uwielbiałam początkiem roku szkolnego przeglądać nowe podręczniki. Największą ciekawość wzbudzały książki do przyrody, czy później geografii, gdzie było mnóstwo zdjęć roślinności, zwierząt i krajobrazów. Zanim jednak przejdę do przyrodniczych walorów Jawy, które wzbudziły we mnie długofalowy efekt WOW, skupię się na dwóch perełkach architektonicznych. Mowa o świątyni buddyjskiej Borobudur i świątyni hinduskiej Prambanan.To one na nowo przypomniały mi o tym, jak bardzo doceniam to, że mogę się w tak odległe podróże wybrać.

Buddyjski zen

W drodze do Borobudur poznałam historię buddyzmu oraz dowiedziałam się dość sporo na temat samej świątyni. Niejednokrotnie widywałam ją w różnych atlasach, ale dopiero, gdy stanęłam u jej stóp mogłam zobaczyć jaka jest okazała. U podnóża schodów dotarło do mnie gdzie jestem i poczułam niesamowity przypływ ekscytacji. Niezwykle energetyczne miejsce, które z lotu ptaka wygląda jak ogromna mandala.

Po raz kolejny w moim życiu nie mogłam wyjść z podziwu jak budowla z IX w. mogła powstać w takiej formie. Niezliczona ilość zdobień w kamieniu przedstawiających przeróżne motywy z życia Buddy. Okazałe posągi Buddy w różnych pozach. Zaskakujące detale płaskorzeźb i to zarówno w postaciach ludzkich, jak i zwierzęcych czy roślinnych.

W jednym miejscu przewodniczka zwróciła mi uwagę na miejsca, w których była zaprawa między kamieniami – to część odnowiona w ramach UNESCO, po tym jak budynek uległ zniszczeniu. Wtedy zdałam sobie sprawę, że większość kamieni nie jest niczym złączona! Są tylko idealnie w siebie dopasowane! Przecież to jest aż niewiarygodne!

W końcu znalazłam się na najwyższym poziomie świątyni. Widoki z niej zapierały dech w piersiach – świat wydawał się taki mały. Zewsząd otaczała mnie intensywna zieleń i widok na góry oraz wzgórza. Najpiękniejsze było jednak miejsce, z którego można było ujrzeć majestatyczny wulkan.

Wracając do samej świątyni, ilość na pozór jednakowych stup buddyjskich mnie zaskoczyła. Na pozór, bo tak naprawdę w każdej z nich było coś innego, co miało też wymiar symboliczny. Stupy to takie „kopce” typowe dla buddyjskich świątyń. Ich kształt odporny jest na trzęsienia ziemi. Pełni też przede wszystkim funkcję symboliczną dla wyznawców buddyzmu. Kilka ze stup było ściągniętych, by pokazać co jest w środku. Pod prawie każdą z nich znajduje się figura Buddy.

Świątynia na rozległej równinie

Prambanan to było kolejne miejsce mocy. Już z daleka budowla robiła ogromne wrażenie. Niejedną świątynie hinduską było mi już dane zobaczyć, ale ta była zupełnie inna. Właściwie to kompleks świątynny poświęcony trójcy bogów hinduskich: Brahmie, Wisznu i Śiwie.

Człowiek nawet nie potrafi słowami opisać tego, jak miejsca tego typu działają na ludzki umysł i serce. Stwierdzić, że czułam się jak mrówka pośród tych majestatycznych budowli, to jak nic nie powiedzieć. Tu znów pojawiało się pytanie: Jak? Jak w IX w. powstało coś tak ogromnego i pięknego? Spora część kompleksu uległa zniszczeniu podczas wielokrotnych trzęsień ziemi. Ruiny zostały odbudowane dopiero w XX wieku i to, co zobaczyłam to już odnowione miejsce. Każda świątynia była pięknie ozdobiona płaskorzeźbami. Dookoła można oglądać historie przedstawiające epos Ramayana. Natomiast w środku każdej ze świątyń znajdowały się posągi bogów, nie tylko wspomnianej wcześniej trójcy, ale również np. Durgi czy Ganeszy.     

To jest pałac?

Wychowana w kulturze europejskiej i przyzwyczajona do ogromnych budowli pełniących funkcje pałacu, byłam w szoku, gdy pojawiłam się w pałacu sułtańskim Keraton. To miejsce w żaden sposób nie przypominało tego, co do tej pory miałam w swojej głowie słysząc słowo „pałac”. Przede wszystkim był to bardziej kompleks pałacowy, a nie jeden pojedynczy budynek. W większości były to pawilony. Większość z nich nie posiadała nawet ścian. Dziwnie było przechadzać się pod gołym niebem i przyglądać w większości otwartym pawilonom, które służyły do codziennych czynności, były salą tronową, miejscem rozrywek komnatami ceremonialnymi.

Najpiękniejszy wschód słońca

To, co wzbudziło we mnie najwięcej emocji i pozostanie w mojej pamięci na długie lata, to wyprawa na wschód słońca do Parku Narodowego Bromo. Nie sądziłam, że kiedykolwiek dożyję chwili, gdy nie będę nikogo przeklinać w duchu za to, że muszę wstać o 2:30 w nocy. Byłam tak podekscytowana tą wyprawą, że nie przeszkadzał mi brak porządnego snu, klaustrofobiczny pokój bez okna i fakt, że było naprawdę zimno. Po dotarciu na punkt widokowy, dosłownie brakowało mi oddechu. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak wysoko jestem. Z czasem organizm się przyzwyczaił do mniejszej ilości tlenu i po krótkim śniadaniu w formie banana w cieście i kawy, wyruszyłam na taras widokowy.

Chwila tuż przed wschodem słońca i sam wschód stworzyły najpiękniejszy spektakl barw jaki kiedykolwiek widziałam. Żadne zdjęcie nie było w stanie oddać tego, co zobaczyłam. Dosłownie w każdej minucie krajobraz wyglądał inaczej, a dymiące wulkany dodawały tej aurze dodatkowej magii. Gdybym była malarką, z pewnością uwieczniłabym ten widok na płótnie! To wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego jak mały jest człowiek pośród natury. Przyglądałam się temu wszystkiemu z zachwytem. Wpatrywałam się we wschodzące słońce i przymykałam oczy, by poczuć jedność z tym wszystkim. Okrutne zimno, niewyspanie i głód nie miały w tym czasie żadnego znaczenia.

Sam na sam z ogromnymi siłami natury

Głównym „highlightem” tej wyprawy było dotarcie na szczyt czynnego wulkanu Bromo. Z jednej strony był to dla mnie ogromny wyczyn jako, że nie jestem górską kozicą i chodzenie po górach jest dla mnie raczej rzadkością. Z drugiej strony dojście na wulkan nie należało do łatwych przez nierówne podłoże i zapadające się w nim nogi. Nie poddałam się i dotarłam na szczyt, a tam wpadłam w kolejny zachwyt!

Ostatnio znajoma zapytała mnie jakie były widoki z wulkanu, a ja musiałam się chwilę zastanowić, bo tak naprawdę całą moją uwagę przykuł krater. Jego średnica miała coś koło 700 metrów. Niewielki ołtarzyk zaraz na krawędzi krateru z wizerunkiem Ganeszy w jakiś sposób mnie poruszył. Jednak to, co było dla mnie największym szokiem, to widok ogromnej ilości gazów wydobywających się z wnętrza i ten dźwięk niczym gotująca się woda – jeden wielki bulgot. To drugi moment tego dnia, gdy poczułam się naprawdę malutka i zdałam sobie sprawę z siły jaka drzemie w naturze. Tego się nawet nie da opisać! To po prostu trzeba przeżyć.   

Sen na Jawie

Podczas mojej podróży po Jawie niejednokrotnie czułam się jakbym śniła. Przepiękne budowle z dawnych czasów, ale przede wszystkim przyroda, pozostawiały mnie w nieustannym zachwycie. Za każdym razem zastanawiałam się czy to wszystko dzieje się naprawdę. Ciężko czasami ubrać w słowa swoje przeżycia, więc zostawię tu jeszcze tylko fragment moich notatek z podróży:

„Zachwycam się tym miejscem. Jestem prawie na równiku, wszystko tu egzotyczne, jestem na półkuli południowej, widzę lasy deszczowe i czynne wulkany. Co lepsze, ja nie śnię, to zwykła jawa : )”
Indonezja

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Kreatywność – przypływy i odpływy

Posted on 2023-08-282023-08-28

Kreatywność – przypływy i odpływy

Z kreatywnością jest u mnie trochę jak z przypływami i odpływami. W jednej chwili mam tysiące, jak nie miliony pomysłów na minutę i można się w nich łatwo utopić. Mija moment i wszystko odpływa, nie ma nic oprócz narastającej frustracji.

W euforii przypływu kreatywności

Podczas przypływu kreatywności mam wrażenie, że mogłabym wszystko i chciałabym wszystko. Jestem w stanie podjąć mnóstwo działań, kursów, pisać, wymyślać, brać się za projekty i zapełnić do maksimum swój grafik. Umysł pracuje na najwyższych obrotach i ciągle chce tworzyć, wymyślać, narzucać szybkie tempo. Rzadko kiedy dociera do niego, że nie da się wszystkiego na raz i nastąpi moment, w którym rzeczywistość nas przerośnie. To wtedy inspiruje mnie niemal każdy człowiek i każda napotkana rzecz. Jest to bardzo błogi czas, ale jednocześnie muszę zachować czujność, żeby nie przedobrzyć.

A kiedy ODPŁYWA KREATYWNOŚĆ…

Wraz z pojawiającym się odpływem kreatywności wszystko się wycisza. Umysł jest nasiąknięty pomysłami, ale nie ma fal, które by go rozruszały. To moment wyciszenia i odpoczynku. Czas autorefleksji i sprawdzenia czy to wszystko, co sobie narzuciłam ma sens i jest mi potrzebne. Chwila weryfikacji czy dało się to wszystko okiełznać i ułożyć tak swoje życie, by na oddech starczyło miejsca. Tak jest teraz podczas moich odpływów kreatywności. Wcześniej tak nie było.

Pojednanie z cyklem kreatywności

Dawniej każdą chwilę, gdy nie miałam pomysłów brałam bardzo do siebie. Obwiniałam się wręcz za to, że nie mogę nic wymyślić. Zastanawiałam się co ze mną nie tak. Ba, lubiłam wtedy oglądać życie ludzie, którzy mieli swój przypływ i katować się tym. Oni tyle tworzą i wymyślają, a ja co? Jakie to było okropnie niezdrowe i niesprawiedliwe! Nie było we mnie ani odrobiny zrozumienia, że może po prostu za dużo, za intensywnie, za szybko.

W końcu powiedziałam temu dość. Wymagało to czasu i obserwacji. Zauważenia, że z kreatywnością jest też trochę tak jak z fazami księżyca. To pewien cykl. Masz mnóstwo pomysłów i sama rwiesz się do pracy – to pełnia Twoich możliwości. Wtedy to wykorzystuj! W moim przypadku z głową, żeby nie zaplanować za dużo na czas, gdy pojawi się nów. To czas na odpoczynek, przemyślenia, zasianie nowych pomysłów lub nie. Czasami wystarczy tylko odciąć się od tworzenia na jakiś czas. To samo wróci w odpowiednim momencie. Nie można tego wymuszać czy przyśpieszać. To znaczy pewnie są ludzie (sama też do nich należałam), którzy to robią i frustrują się, gdy przychodzi odpływ. Tworzą wtedy byle co albo oskarżają siebie za lenistwo, brak pomysłów i blokady.

Indywidualne podejście do kreatywności

Oczywiście można wpływać na kreatywność, otaczając się różnorodnymi rzeczami, czerpiąc inspiracje od innych, czytając czy ucząc się. Najważniejsze w tym wszystkim to poznać siebie. Sprawdzić jak to funkcjonuje u nas. To, że u mnie pojawiają się cykle może niekoniecznie oznacza, że tak będzie u każdego. Trzeba być jednak wobec siebie wyrozumiałym i bacznie obserwować, co wpływa korzystnie a co niekorzystnie na naszą twórczość. U mnie w tym wypadku wiąże się to z odpoczynkiem. Gdy dojdę już do muru, którego szczytu nawet nie jestem w stanie ujrzeć, bo urósł tak wielki od tych wszystkich pomysłów, siadam pod nim i odpoczywam. Ile? Tyle ile czuję. Nie potrzebuję tego określać czasowo. Jak pojawi się kolejny przypływ, to zobaczę, że mur zostaje podmywany i cegiełka po cegiełce ucieka.  

Daj sobie wolność w byciu twórczym i nie naciskaj na to!
Jeśli trzeba, zrób przerwę i podelektuj się stanem nic nie robienia, bo wkrótce przyjdzie do Ciebie coś naprawdę wielkiego…

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Wdzięczność

Posted on 2023-08-112023-08-11

Magiczna moc wdzięczności

Wdzięczność obecnie zyskała dość dużą sławę. Z naukowego punktu widzenia ma ona swoje zalety, o czym wspomnę na końcu tego wpisu. Ajurweda nie mówi wprost o czymś takim jak wdzięczność, aczkolwiek są pewne obszary, w których można ją znaleźć.

Nie ukrywam, że jakieś pięć lat temu, podchodziłam do tego tematu bardzo sceptycznie. Nie bardzo wierzyłam w to, że coś może się zmienić po praktykowaniu wdzięczności. Pomijam fakt, że byłam wtedy w takim stanie, że chyba nie wierzyłam już w żaden sposób, który mógłby zmienić moje nastawienie do życia. Wydawało mi się, że to jakaś tylko kolejna moda.

DLACZEGO TAK TRUDNO?

Niestety w naszej kulturze uczenie młodych ludzi wdzięczności rozpoczyna się od właściwie zrażenia ich do tej postawy. Wymuszamy na dzieciach dziękowanie za wszystko, nie wyjaśniając tak naprawdę, że to i dla nich ma znaczenie. To pierwszy błąd. Kolejnym jest fakt, że sami tego nie stosujemy na co dzień, a młody człowiek uczy się sporo przez obserwację. Po co ma więc dziękować, jeśli mama czy tata tego nigdy nie robią? Nie będę się już zagłębiać w roszczeniowość, która stała się zarazą naszych czasów. To temat na zupełnie inny wpis. Natomiast przy niej nie ma miejsca na wdzięczność.

NOC DUSZY

Czasami człowiek znajduje się w takim punkcie, z którego wydaje się nie być wyjścia. Swoje przeżycie nazwałam nocą duszy. Wydaje się wtedy, że cały świat rozsypał się na małe kawałeczki i nic nie ma już sensu. Może rozwinę kiedyś ten temat. Natomiast dla mnie był to moment, gdy z braku sił i pomysłów, zaczęłam szukać przeróżnych sposobów na dźwignięcie się i odnalezienie po omacku jakichkolwiek drzwi. Jedną taką rzeczą była joga, o czym już pisałam (zobacz). Natomiast drugą była praktyka wdzięczności.

MAGICZNY ZESZYT

Na czym ona polegała? Założyłam sobie zeszyt, jeden z tych, które zostawiłam w ramach tzw. „przydasiów”. Wypisywałam w nim pod koniec każdego dnia dziesięć rzeczy, za które jestem wdzięczna. Oprócz tego pojawiały się też inne rzeczy. Zwykle zapełniałam całą stronę w zeszycie. Prowadziłam go ponad rok i szczerze? Patrząc wstecz, naprawdę jestem wdzięczna za tę konsekwencję, bo przeżyłam właściwie najtrudniejszy etap, doceniając to, co mam. Przestałam skupiać się na tym czego mi brakuje i co straciłam.

GDY WSZYSTKO WEJDZIE JUŻ W KREW…

Oczywiście po jakimś czasie od tego odeszłam, ale w moim życiu częściej pojawiały się momenty zatrzymania. Wtedy mój umysł mi podpowiadał: „Zobacz, miałaś taki dobry posiłek. Bądź za to wdzięczna” albo „Piękny dziś dzień. Doceń to. Wczoraj było brzydko, a dziś świeci słońce.” To już się w głowie utrwaliło. Odczuwam ogromną wdzięczność za to, co mnie spotyka, za rzeczy, które mi pomagają lub ułatwiają życie, za ludzi, za pogodę, za ciało, które mam i tyle mi daje. Jestem w stanie w każdym momencie coś wymyślić. A na początku ciężko było chociaż o jedną rzecz. A jak już się pojawiła, to mózg chciał odtwarzać ją w nieskończoność.

SERCE ZALANE WDZIĘCZNOŚCIĄ

Myślałam, że już więcej z tej wdzięczności wycisnąć się nie da. Byłam w błędzie. Zaczęłam także głośno doceniać to, co jest i się przydarza. W moim życiu pojawiło się więcej słów, takich jak „dziękuję”, „jestem wdzięczna”, tak po prostu, z potrzeby serca. Zaczęłam też raz na jakiś czas pisać tzw. listy wdzięczności do osób, którym byłam szczególnie za coś wdzięczna albo tak po prostu, za to, że są. Podczas podróży do Indii przekonałam się, że wdzięczność pomaga mi wzmocnić wszystkie zmysły i doznania. Każdego dnia, ale to naprawdę każdego, siadałam nad zeszytem gdzie zapisywałam, co się wydarzyło. Nie skłamię, gdy powiem, że w każdym moim zapisku pojawił się ogrom rzeczy, ludzi czy sytuacji, za które byłam wdzięczna. Tym razem ta wdzięczność wywoływała we mnie łzy wzruszenia. Wydawało mi się, że już więcej przyjąć nie mogę, ale serce jest ogromne i z każdą porcją sobie radziło.

STUDNIA BEZ DNA

To stała się już część mnie i mojego oprogramowania. Wolę okazywać wdzięczność za to, co mam i mi się przytrafia niż z niepokojem patrzeć na to, co było lub może się wydarzyć. Oczywiście, że zdarzają się jeszcze kryzysy, ale to jest moja kotwica, do której wracam za każdym razem. Przypominam sobie, że w życiu mamy tak ogromne spektrum rzeczy, osób, miejsc czy sytuacji, za które możemy być wdzięczni, że prawdopodobnie nigdy tej studni nie opróżnimy do samego dna.

DAJ SIĘ PRZEKONAĆ

Spróbuj już dziś, nawet w tym momencie, wziąć kartkę czy telefon i wypisać chociaż trzy rzeczy/osoby/sytuacje, za które odczuwasz wdzięczność. Powtarzaj to dotąd, aż stanie się to Twoim nawykiem. A jeśli moja historia Cię nie przekonuje, to zerknij jeszcze na korzyści z punktu widzenia nauki (czyż nie o tym właśnie pisałam?):

  • Korzyści dla zdrowia psychicznego: niższy poziom depresji, lęku i stresu.
  • Poprawa relacji: budowanie silniejszych więzi i wzajemnego zaufania.
  • Zwiększenie pozytywnej perspektywy: uwaga zwrócona na pozytywne aspekty życia, nawet w trudnych momentach.
  • Fizjologiczne efekty: wpływ na poziom kortyzolu (hormonu stresu) oraz układu odpornościowego.
  • Zwiększona empatia: skłonność do zauważania potrzeb innych i oferowania wsparcia.
  • Poprawa zadowolenia z życia: wyższy poziom ogólnego zadowolenia z życia.
  • Wpływ na zachowania altruistyczne: motywacja do działań altruistycznych i chęci dzielenia się dobrem z innymi.
  • Trening umysłu: pomaga bardziej skupić się na pozytywnych aspektach otaczającej nas rzeczywistości.

A teraz pomogę Ci, możesz zacząć ze mną.

Jestem dziś wdzięczna za…
słońce,
kreatywność,
zupę jarzynową,
uśmiech moich domowników,
zapach ciasta jogurtowego z owocami,
umyte włosy,
urlop,
ważne osoby w moim życiu,
internet,
pachnące pranie.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
Older PostsNewer Posts

WIERSZE

Copyright © 2025 Paulina Merz. All rights reserved.