Skip to content
SOUL BETWEEN POEMS
SOUL BETWEEN POEMS

Dusza pomiędzy wierszami

  • STRONA GŁÓWNA
  • TWÓRCZOŚĆ
    • TŁUMACZENIA
      • „Child” – pierwsze „muzyczne” dziecko
      • Desire of Love – tekst
      • Terra – tłumaczenie piosenki
      • Biografia po angielsku
      • Konkurs na przekład piosenki filmowej
      • Streszczenie artykułu naukowego
    • WIERSZE
    • ZAPISKI CODZIENNOŚCI
    • Z ŻYĆKA BELFERKI
  • INSPIRACJE
    • ORIENT
    • CHÓR BEL CANTO
    • LUDZIE
      • KAROLINA KORWIN PIOTROWSKA
    • STAROŻYTNOŚĆ
    • MUZYKA
      • ARIANA GRANDE
      • BEATA KOZIDRAK
      • DEAD CAN DANCE
      • Diego Navarro
      • EÍMEAR NOONE
      • ENYA
      • HANS ZIMMER
      • JUSTYNA STECZKOWSKA
      • MARIAH CAREY
      • RENATA PRZEMYK
  • KULTURA
    • Koncerty
      • Młodzieżowa Orkiestra Symfoniczna
        • Koncert Muzyki Filmowej
        • Dni Ziemi Jordanowskiej – Koncert Muzyki Filmowej
        • KONCERT MUZYKI FILMOWEJ W SUCHEJ BESKIDZKIEJ
      • Koncerty – Akademia Chóralna
        • Koncerty Akademii Chóralnej
          • Rytmy Świata w Narodowym Forum Muzyki
          • Singing Europe 2016
      • Koncerty – Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – ERA CZARODORO – WITCH TOUR
        • Jose Carreras & Justyna Steczkowska
        • Koncert Justyny Steczkowskiej – Alkimja
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 1
        • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 2
        • 2. Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach
      • Lato z Radiem
        • Lato z Radiem – zespół Ira
        • Lato z Radiem – Varius Manx
      • Koncerty – Renata Przemyk
        • Renata Przemyk – Akustik Trio
        • Renata Przemyk – koncert Ya Hozna
      • Wild Hunt Live – Percival
      • Scena Perspektywa
        • Wszystko kwitnie – koncert wiosenny
      • Andrzej Krzywy z Zespołem
      • Beata. Exclusive TOUR
      • The World of Hans Zimmer
      • Koncert Ennio Morricone
    • Festiwal Muzyki Filmowej
      • 9. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Cinematic Piano, Wars & Kaper, Dronsy
        • Gala Muzyki Filmowej: Animacje
        • Indiana Jones – film z muzyką na żywo
        • Master Classes: Sesja #21
        • Scoring4Polański
        • Video Game Show: Wiedźmin 3 Dziki Gon
      • 10. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • 10. FMF Gala Jubileuszowa
        • TITANIC Live in Concert
      • Gladiator Live in Concert
      • 11. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Video Games Music Gala
      • 12. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • FMF Gala: The Glamorous Show
      • FMF ONLINE
      • Gladiator in Concert – Fimucité 2025
    • Teatr
      • CZTERY TAJEMNICE
      • CIOTKA KAROLA
      • PIĘKNA LUCYNDA
      • Lekarz mimo woli
      • Tramwaj zwany pożądaniem
  • PODRÓŻE
    • Bułgaria – pełna złocistego piasku
    • Grecja
      • Rodos – wyspa słońca
    • Hiszpania
      • Buñol – urokliwe miasteczko
      • Majorka – królowa Balearów
      • Wyspy Kanaryjskie
        • Fuerteventura – idylla dla zabieganych
          • Fuerteventura – Oasis Park
          • Fuerteventura – krótki poradnik
        • Lanzarote – księżycowa kraina
          • Lanzarote – krótki poradnik
        • Teneryfa – rajska wyspa
          • Santa Cruz de Tenerife
    • Indie – piękno ukryte w złożoności
      • Delhi – nieokiełznana stolica
    • Indonezja – czy to jawa czy balijski sen?
      • Jawa – kraina snu na jawie
    • Kanada
      • Ottawa – Kanada w pigułce
    • Korea Południowa
    • Polska
      • Toruń – pierniczkowe miasto
    • Portugalia
      • Lizbona – magiczne zakątki stolicy
  • JOGA
    • OFERTA
  • WYDARZENIA
  • O MNIE
  • KONTAKT
  • English
  • Polski

WIERSZE

FMF – POŁĄCZENIE PASJI Z POMOCĄ INNYM

Posted on 2025-05-302025-05-30

FMF – POŁĄCZENIE PASJI Z POMOCĄ INNYM

Ostatnia przygoda z wolontariatem? Świadoma decyzja i trwanie w tym przez 6 lat. Miejsce, które zawsze będę nazywać swoim drugim domem – Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie.

To doświadczenie zaczęło się niepozornie – od pokazu „Pachnidła” z muzyką na żywo w 2012 roku. Ale dopiero w 2014, zachęcona przez przyjaciółkę, zdecydowałam się na pierwszy wolontariat. Nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Wylądowałam na obsłudze widowni. Zadania były proste: wskazywanie miejsc, odpowiadanie na pytania, czasem krótka rozmowa o muzyce. To wtedy po raz pierwszy poczułam magię FMF – nie tylko na scenie, ale też za kulisami.

Po rocznej przerwie w 2015 wróciłam w 2016 – tym razem na produkcję. Opieka nad artystami, garderoby, próby, nieustanne bieganie od rana do wieczora, spełnianie zachcianek gwiazd i ogrom organizacyjnych wyzwań. Brzmi wyczerpująco? I tak było – ale również niesamowicie satysfakcjonująco.

Dla wielu niezrozumiałe. „Po co ci to, przecież za darmo?”. A dla mnie? Najpiękniejszy rodzaj zapłaty – emocje, ludzie, muzyka i świadomość, że jestem częścią czegoś większego. Czegoś, co łączy ludzi bez względu na kraj, język czy status.

Z czasem pokochałam to jeszcze bardziej. Muzyka filmowa stała się moim ulubionym gatunkiem, a koncerty na żywo – doświadczeniem niemal duchowym. Dreszcze, wzruszenie, poczucie wspólnoty. Ale największą wartością tego festiwalu są ludzie. Tworzymy wspólną rodzinę – pełną wsparcia, śmiechu, spontanicznych rozmów i wspomnień na całe życie.

Choć dziś już nie uczestniczę w FMF, wciąż czuję ten puls. Kiedy piszą do mnie znajomi z zagranicy z pytaniem, czy będę – serce mi mięknie. Gdy widzę zdjęcia z prób czy bankietów, uśmiecham się szeroko. I choć zawodowo dziś jestem gdzie indziej, wiem, że to właśnie FMF dało mi wiele z tych kompetencji, które dziś wykorzystuję w pracy. Organizacja, odporność na stres, komunikacja – to wszystko ćwiczyłam tam, między garderobami a salą koncertową.

Dlaczego więc o tym piszę? Bo ten festiwal to nie tylko przeszłość – to część mojej tożsamości. To dowód na to, że pasja, relacje i oddanie mogą być cenniejsze niż jakikolwiek kontrakt. Dziękuję wszystkim, którzy byli częścią tej historii. Ona wciąż żyje – we mnie i z pewnością w wielu z Was.

Do zobaczenia… może jeszcze kiedyś, gdzieś między dźwiękami muzyki filmowej.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Dusza pomiędzy wierszami

Posted on 2025-05-042025-05-04

Dusza pomiędzy wierszami, czyli soul between poems

Dusza pomiędzy wierszami

Intuicyjny początek

Wraz z założeniem mojej strony internetowej, gdzie z początku chciałam tylko publikować wiersze, nazwałam się duszą między wierszami (soulbetweenpoems). Ta nazwa była dla mnie wtedy bardzo intuicyjna. Nie do końca wiedziałam, czy stanie się dla mnie drogowskazem, czy może tylko jedną z obranych ścieżek.

Możesz poczytać o tym więcej w zakładce – twórczość

Zaczęło się od rysunków

Już jako mała dziewczynka rysowałam historie obrazkowe (choć talentu do rysowania nigdy nie miałam). Później dochodziły krótkie komiksy, wierszyki i opowiadania. Uwielbiałam świat mojej wyobraźni, choć zawsze był czymś inspirowany.
Nigdy nie wiedziałam, co powstanie. Po prostu siadałam i pisałam. Niejednokrotnie bez opamiętania.

Formy, które się zmieniają

Zmieniały się tylko formy — raz krótsze, raz dłuższe. Jedne były realistyczne, inne fantasy, przyszedł też czas na metaforyczną poezję.
Ciągle szukałam swojego stylu, myśli, sposobu na pisanie. Porównywałam się z tym, co już było. Przychodziły różne krytyczne myśli.

W końcu postanowiłam publikować wiersze i byłam zaskoczona odzewem. Zaczęły mi się podobać. Jeszcze bardziej to, że często były interpretowane na zupełnie różne sposoby. Bardzo rzadko ktoś widział w nich to, co ja podczas pisania.
To sprawiło, że poczułam prawdziwą magię w tym, co piszę.

Słowa z pogranicza światów

Z jednej strony opisywałam konkretne emocje, uczucia i zdarzenia, które zadziewały się w moim życiu. Jedne były bardziej zbliżone, inne mniej, ale każde z nich pasowało w jakimś stopniu do tego, co rozgrywało się w mojej głowie i duszy.

Z drugiej strony szybko dotarło do mnie, że każdy człowiek, poprzez swoje własne doświadczenia i konkretne emocje, może odebrać to wszystko w zupełnie inny sposób. Często odnosi to do swoich własnych przeżyć. Często kieruje nami dusza.
Czyż to nie jest magia w czystej postaci? Dla mnie jest.

Teraz znów mam w sobie przypływy weny. Może nie są to tylko wiersze, ale dalej błądzę gdzieś między nimi. Powstają słowa, które mają dla mnie moc.
Opisuję to, co przeżyłam, wyśniłam, wymarzyłam lub po prostu gdzieś u innych ludzi zaobserwowałam.

Między prawdą a wyobraźnią – dusza w podróży

Nigdy tak naprawdę nie wiadomo, ile w tych opisach jest mnie samej a ile zupełnie innych ludzi. Ciężko dojść do tego, co naprawdę przytrafiło się mi, a co jest tylko moim wymysłem lub inspiracją z jakiejś książki czy filmu.

I właśnie to w procesie pisania lubię najbardziej.
Przeplatam ze sobą kilka równoległych sobie światów, które są zupełnie różne.
Podważam istnienie tylko jednej czasoprzestrzeni i kreuję zdarzenia tak jak chcę – lub nie.

Prawda jest taka, że wiele zależy od mojego nastroju, muzyki, która mnie otacza i obrazów, które przetaczają się po mojej głowie. To często dusza kieruje tym procesem.
Spisuję na papierze rzeczy, które się wydarzyły albo nigdy nie miałyby miejsca. Jednak często mam możliwość i ochotę je ożywić oraz zabawić się w „co by było gdyby…”.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Uważaj, jakie intencje puszczasz w świat, bo…

Posted on 2025-01-072025-01-07

No właśnie – co może się zdarzyć? Otóż, moi drodzy, może się to po prostu ziścić.

Modne zrobiły się teraz te wszystkie poradniki o prawie przyciągania, ale prawdopodobnie nie zyskałyby takiej sławy, gdyby nie fakt, że to naprawdę w pewnym sensie działa. Sama doświadczyłam tego wielokrotnie i jestem już na etapie, że gdy czegoś nie dostaję tu i teraz, akceptuję to i ufam, że przyjdzie to w odpowiednim czasie – albo nie, bo pojawi się coś lepszego.

Dziś opowiem Wam historię ku przestrodze, że to działa i ma się świetnie. Takich sytuacji mam wiele, nawet dziś przytrafiła się kolejna, ale skupię się na jednej, która jest niczym z bajki.

„Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz tego dokonać”

Wszystko wydarzyło się podczas mojej podróży do Indii w 2023 roku. Był to mój pierwszy wyjazd solo tak daleko i w tak egzotyczne miejsce. Pojechałam z mottem Walta Disneya: „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz tego dokonać”. Dodam tylko, że jako mała dziewczynka (może nawet nie mała, bo miałam już chyba wtedy naście lat), byłam zauroczona Bollywoodem – pięknymi uroczystościami, kolorowymi strojami i szaleństwem, jakie tam się dzieje.

Drugiego dnia podróży, podczas przerwy na lunch w drodze z Delhi do Mandawy zatrzymaliśmy się na lunch w przepięknym miejscu. Trafiliśmy tam na hinduskie wesele. Niestety byłam tak głodna, że najpierw skupiłam się na jedzeniu, a dopiero potem na oglądaniu uroczystości. Zdążyłam tylko zerknąć na chwilę, gdy inne osoby z grupy zrobiły sobie zdjęcia i dostały ozdoby na włosy. Było mi przykro, ale zgodnie z moim nowym podejściem, puściłam to, wierzyłam, że coś lepszego jeszcze na mnie czeka. Czekało, ale nie sądziłam, że tak szybko.

Bajkowa przygoda w Indiach

Wieczorem, w hotelu w Mandawie, okazało się, że odbywają się tam zaślubiny. Sporo osób z przyjęcia robiło sobie z nami zdjęcia zdjęcia (tak, do dziś zadziwia mnie to, że dla nich byliśmy większą atrakcją niż oni dla nas). W pewnym momencie podeszła do mnie szesnastoletnia dziewczyna, Ishu, która z początku nie mogła uwierzyć, że nie jestem jej równolatką i mam praktycznie drugie tyle lat, co ona. Zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiadała o sobie, swojej rodzinie, wujku, który brał ślub, jej planach, aby zostać lekarzem i wielu innych sprawach. Umówiłyśmy się, że po kolacji pokaże mi coś więcej.

Jej młodsza siostra (nieznająca angielskiego) zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie poznałam całą rodzinę. Po chwili wyciągnęły dwa stroje – zielony i granatowy – i zapytały, który chcę założyć. Wybrałam zielony punjabi, czyli szarawary z długą tuniką i szalem. Serce biło mi jak szalone. Ktoś przyszedł zawołać rodzinę na zdjęcie. Również chcieli, żebym tam z nimi poszła. Tak znalazłam się obok pana młodego na zdjęciu rodzinnym jako gość honorowy. Następnie zabrali mnie do części, gdzie była impreza panny młodej. Mimo że nie byłam głodna po kolacji, to przynosili mi różne dania. Spróbowałam sera paneer w ostrym sobie i myślałam, że zacznę ziać ogniem. Mama Ishu zauważyła to, bo szybko przyniosła mi do popicia lassi (napój na bazie jogurtu). Zaraz po tym przynieśli deser – khir. Był przepyszny. Udało mi się potańczyć do indyjskich hitów i spędzić miły wieczór w zupełnie niespodziewany sposób.

Moc wiary i intencji

Tak oto marzenie młodej dziewczyny, a później jeszcze silna wiara w to, że jak coś jest nam pisane, to pojawi się. Nie ma, co rozpaczać, jeśli nawet w pierwszej chwili można mieć wrażenie, że zaprzepaściło się szansę. Trzeba jedynie wierzyć, że przytrafiają się nam rzeczy, których pragniemy głęboko z serca i mają dobrą intencję. Prędzej czy później do nas przyjdą, a im mniej mamy oczekiwań ich względem, tym lepiej. Nie ma sensu analizować gdzie, jak i kiedy się zmaterializują. Wystarczy tylko wiara, że przyjdą, gdy będziemy na nie gotowi.

Tak już zupełnie na koniec, pamiętajcie, że prawo przyciągania działa w dwie strony. Wyobrażanie sobie złych scenariuszy również może prowadzić do ich realizacji. Dlatego warto czasem zastanowić się dwa razy, nim jakiejś złej intencji nadamy moc sprawczą.

Po więcej inspirujących tematów dotyczących Indii zapraszam do mojego wpisu – tutaj. A jeśli chcecie poczytać o stolicy Indii – Delhi – z mojej perspektywy, to możecie przeczytać – tutaj.

PS. Wszystkie zdjęcia pochodzą z tego wesela.

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Szkolny Dzień Języków Obcych

Posted on 2024-10-262024-10-26

SZKOLNY DZIEŃ JĘZYKÓW OBCYCH

Szkolny Dzień Języków Obcych

W tym roku odbyła się już druga edycja. Było trochę mniej stresu i niepewności. Każdy z nas wiedział już, co poprawić, zmienić, wyrzucić lub dodać. Jedynym znakiem zapytania było, jak podejdą do tego w tym roku uczniowie? Czy się znów zaangażują? Czy ich kreatywność przekroczy kolejną granicę? A może współpraca się poprawi i będą w stanie lepiej zarządzać czasem przygotowań i podziałem zadań? Było przepięknie – kolorowo, wesoło, smacznie, głośno i bardzo pomysłowo! Jestem jednocześnie dumna, wzruszona i wdzięczna, że to wszystko przybrało tak piękny obrót.

Co roku przy planowaniu prac zespołu językowego na kolejny rok miałyśmy tę samą zagwozdkę. Jakie mamy nowe pomysły z okazji Dnia Języków Obcych i jak sprawić, żeby były w pewnym sensie czymś wyjątkowym. Kolejny raz wrócił do nas pomysł Szkolnego Dnia Języków Obcych na sali gimnastycznej ze stoiskami, śpiewem, tańcem, jedzeniem itp. Co roku było w nas jednak więcej obaw i pytań „a co jeśli…”. Wymieniałyśmy przy tym mnóstwo przeszkód i przeciwników tej idei.

Chciałabym jednak wrócić wspomnieniami do tekstu, który powstał rok temu.

„Czy w tym roku było inaczej? Nie do końca. Znów pojawił się pomysł. Ponownie zagościły wątpliwości, ale chyba wszystkie zgodnie doszłyśmy do wniosku, że czas na zmianę i odważny krok. Czas zrobić coś dla dzieciaków, zaangażować ich w inny sposób, dać się wykazać, pouczyć w trochę inny, nieszablonowy sposób. To wcale nie sprawiło, że nagle wszystkie obawy i lęki odeszły w niepamięć, a stres całkowicie odpuścił. Miałyśmy jednak cel, a on już sam w sobie stał się motywacją.

Postanowiłam pójść za ciosem i zrobić z tego innowację. W końcu to było coś nowego, innego, a jednak miało na celu poszerzać horyzonty dzieciaków, uczyć młodzież współpracy i rozwinąć ich kreatywność. Klamka zapadła. Zobowiązałyśmy się już całkowicie. Pozostało już tylko wszystko zaplanować, podzielić się zadaniami i działać.

Po wybraniu krajów Europy, zrobiłyśmy losowanie wśród klas i w krótkim czasie rozdałyśmy zadania. Entuzjazm dzieciaków już na etapie przygotowań utwierdził mnie w przekonaniu, że warto. Uczniowie praktycznie codziennie dopytywali o zadania, o naszą wizję tego wydarzenia. Radzili się co zrobić, podchodzili do nas również wychowawcy. Zaangażowanie z dnia na dzień było coraz większe.

Nie ukrywam, że na kilka dni przed zaczęłam panikować. Wydawało mi się, że nic nie jest gotowe. Miałam wrażenie, że o czymś istotnym zapomniałam. Dekorację uczniowie zrobili praktycznie na ostatnią chwilę, ale wyglądała cudownie. Pomysł, który zakiełkował w mojej głowie, sprawdził się. Dyplomy przygotowane, nagrody ustalone. Wszystko wydawało się być gotowe, a jednak stres ciągle podsuwał głupie myśli.

W końcu nastał ten dzień. Po zajęciach w jednym budynku szkoły, szybko pobiegłam do drugiego zobaczyć jak radzi sobie tam już koleżanka z dzieciakami. Po przekroczeniu progu sali gimnastycznej stanęłam zupełnie osłupiała. Poczułam natychmiastowy przypływ ciepła w okolicy serca i nie mogłam uwierzyć. To się działo. Młodzież krzątała się to tu, to tam, ozdabiając swoje stanowiska, przypinając flagi, rozkładając jedzenie i świetnie się przy tym bawiąc. Była muzyka, śmiechy, ekscytacja, dużo dobrej energii, ale i lekkie zdenerwowanie. Dla nas wszystkich był to pierwszy raz. Nikt nie wiedział tak naprawdę jak to wypadnie i co z tego powstanie. W moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. Po raz kolejny poczułam, że wszystko się da i jak tylko ma się to w swojej głowie (przy założeniu, że wypływa to prosto z serca), to nie ma rzeczy niemożliwych!

Efekt końcowy Szkolnego Dnia Języków Obcych zrobił wrażenie chyba na każdym. Nikt nie spodziewał się jak ogromny potencjał ukrywa się gdzieś we wnętrzu uczniów. Największym zaskoczeniem byli ci, którzy na co dzień raczej pozostawali w ukryciu, a tu zostali odkryci na nowo. Dali się ponieść wyobraźni i kreatywności. Pokazali, że mają potencjał i są w stanie tworzyć rzeczy wielkie i robiące wrażenie. Jestem ogromnie dumna z nich, z moich koleżanek i samej siebie. Dałyśmy sobie szansę i zaufałyśmy naszej intuicji, tworząc naprawdę świetne wydarzenie, które wyrwało uczniów ze zwykłej, szarej, szkolnej rzeczywistości.”

Ten rok był jeszcze lepszy! Jeszcze więcej się działo. Wszędzie widać było uczniowskie zaangażowanie i pomysłowość. Podnieśli sobie sami poprzeczkę jeszcze wyżej i nie mogę się doczekać, co będzie za rok. Moim małym marzeniem byłoby ustanowić to wydarzenia za tradycję naszej szkoły. Chciałabym, aby z roku na rok przyciągać jeszcze więcej zainteresowanych, nie tylko z naszej placówki. Nic tak nie uczy współpracy jak wspólny projekt. Ważny jest podział zadań i wspólna odpowiedzialność za efekt końcowy. A najważniejsze to dużo śmiechu i dobrej zabawy przy tym, a wierzę, że tak jest.

Cieszę się, że jestem współorganizatorką tego wydarzenia. Dobrze, że się przyjęło. Bardzo chcę podziękować moim koleżankom za wsparcie i pomoc. W pewnym momencie nawet przejęcie większości zadań. Aneta, Basia i Asia, jeśli to czytacie – jesteście the best! Dziękuję też innym osobom za ciągłe wspieranie, motywowanie i podtrzymywanie tego płomyczka, który rok temu się na dobre rozpalił.

Nie wrzucę tu zdjęć, bo nie chciałabym wykorzystywać wizerunku moich uczniów bez zgody. Jeśli ktoś bardzo chce, może poszukać fanpage mojej szkoły i tam wszystko zobaczy 🙂

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook

Bali – bardziej znana, nie mniej urokliwa 🌺

Posted on 2024-08-282024-08-28

Bali – bardziej znana, nie mniej urokliwa 🌺

Odkryj magię wyspy, która oczyszcza i zachwyca! – część pierwsza


Harmonia i piękno natury 🌿

Majestatyczne świątynie balijskiego hinduizmu, intensywnie zielona roślinność, pielgrzymi niosący na swych głowach dary, fale oceanu uderzające o brzeg przy zachodzie słońca kuszącym tysiącem różnorodnych barw, drzewa plumerii z rozchodzącym się słodkim zapachem tego kwiatu i przede wszystkim błogie uczucie harmonii. Tak pragnę zapamiętać swój pobyt na Bali i tak chciałabym na niej znów zostać powitana.


Podróż pełna niespodzianek 🚢

Z przejazdu między Jawą a Bali nie pamiętam nic. Jedna wielka mgła. Pamiętam tylko moment wyjścia z autobusu na promie i mantrę, która ku mojemu zaskoczeniu wtedy wybrzmiała. Po nieprzespanej całkowicie nocy z powodu problemów żołądkowych, odwodnieniu i dalszym złym samopoczuciu, jedyne o czym marzyłam to spać. Stąd ten odcinek drogi pozostanie dla mnie enigmą. Nie pamiętam, czy przeczytałam to w powieści Gillbert „Jedź, módl się, kochaj” czy w jakimś artykule w internecie, ale parafrazując: Bali miało być miejscem, do którego przyjeżdżasz, żeby się oczyścić albo oczyszczenie samo do ciebie przychodzi na miejscu. Jakże dosadnie mi się te słowa wryły w pamięć 😊


Tanah Lot – świątynia na oceanie 🌊

Sam widok Bali wprawił mnie w osłupienie. Nie miałam jednak sił cieszyć się w pełni nowym miejscem. Przyglądałam się wszystkiemu z lekką nieświadomością. Dotarłam w końcu do pierwszej balijskiej świątyni Tanah Lot. Miałam szczęście, że był odpływ i zbliżenie się do niej było możliwe. Słońce, ogromna wilgoć i mój stan sprawiły, że ledwo przeszłam się po ogromnym terenie świątyni. Poczułam się jednak bardzo malutka przy ogromnym bezmiarze oceanu, który uderzał o klif, z którego roztaczał się przepiękny widok na świątynię. Wycieńczona usiadłam na trawie w cieniu drzew i zaczęłam przyglądać się niewielkiej grupce balijskich kobiet, które przebrane w odświętne stroje szły z darami i śpiewały. Niesamowity widok – wszystkie ubrane jednakowo w białe kabaje, brązowe wzorzyste sarongi przewiązane kolorowym pasem. Piękne kobiety o pięknej budowie.


Świątynia Pura Taman Ayun i pola ryżowe – niekończący się zachwyt 🌾

Kolejne dni były już tylko jednym wielkim zachwytem. Następny dzień rozpoczął się od zwiedzania świątyni Pura Taman Ayun, czyli świątyni położonej w pięknym ogrodzie. Imponowała mi przede wszystkim część stricte świątynna gdzie pagody były ułożone według wysokości, tworząc harmonijny układ. To tam zobaczyłam jak rosną plumerie (dla mnie mają one obłędny zapach i na zawsze będzie mi się kojarzył z Bali). Po wizycie w tym miejscu wyruszyłam na różne herbatki ziołowe w uroczo położonym miejscu. Widok pól ryżowych naprawdę potrafi zachwycić, gdy przemierzasz wyspę do kolejnego punktu.


Ulun Danu – świątynia wśród gór 🌄

Świątynia Ulun Danu położona nad jeziorem Beratan w otoczeniu gór to dla mnie najpiękniejsza ze wszystkich hinduskich świątyń, które zobaczyłam na Bali. Nieważne, że pogoda tam była zupełnie inna niż w innych częściach wyspy i nawet zaskoczył mnie lekki deszczyk. Samo położenie świątyni, ilość kwiatów wszędzie dookoła sprawiły, że nie mogłam się tym miejscem nasycić.


Magiczne zachody słońca na Bali 🌅

Tego dnia urzekła mnie jeszcze jedna rzecz – zachód słońca. Już dawno słyszałam, że ta pora dnia jest na Bali magiczna, ale podchodziłam do tego sceptycznie i trochę z nastawieniem, że to pewnie przereklamowane. Postanowiłam jednak szybko po powrocie do hotelu pobiec na plażę, by załapać się na ten spektakl. Magia w czystej postaci! Jedyne co mnie niesamowicie wkurzało to masa turystów (głównie Australijczyków), którzy zachowywali się bardzo głośno, muzyka im wtórowała wraz z dźwiękami tłuczonego szkła. Cała ta otoczka zabijała klimat i uniemożliwiała kontemplację. Szansa na odrobinę ciszy była naprawdę nad samym brzegiem oceanu, gdy to wszystko zakłócał już tylko szum fal.


Podsumowanie 🌺✈️

Podróż na Bali była dla mnie mieszanką zachwytu i refleksji – od majestatycznych świątyń po spektakularne zachody słońca nad oceanem. To miejsce, które oferuje zarówno duchowe doświadczenia, jak i niezapomniane widoki, mimo że tłumy turystów czasami przeszkadzają w kontemplacji. Już teraz wiem, że Bali to wyspa, na którą chciałabym wracać – nie tylko dla tych popularnych miejsc, ale także, by odkrywać to, co mniej znane. 🌿

Już wkrótce zapraszam Was do części drugiej, w której zabiorę Was na wycieczkę po mniej turystycznej, autentycznej części wyspy. Zobaczymy, jak wygląda życie lokalnych mieszkańców, odkryjemy ukryte skarby Bali i poczujemy klimat tego miejsca z dala od tłumów. Bądźcie ze mną, bo prawdziwe Bali dopiero przed nami! 🌾✨

Udostępnij:

  • Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
Older PostsNewer Posts

WIERSZE

Copyright © 2025 Paulina Merz. All rights reserved.