No właśnie – co może się zdarzyć? Otóż, moi drodzy, może się to po prostu ziścić.
Modne zrobiły się teraz te wszystkie poradniki o prawie przyciągania, ale prawdopodobnie nie zyskałyby takiej sławy, gdyby nie fakt, że to naprawdę w pewnym sensie działa. Sama doświadczyłam tego wielokrotnie i jestem już na etapie, że gdy czegoś nie dostaję tu i teraz, akceptuję to i ufam, że przyjdzie to w odpowiednim czasie – albo nie, bo pojawi się coś lepszego.
Dziś opowiem Wam historię ku przestrodze, że to działa i ma się świetnie. Takich sytuacji mam wiele, nawet dziś przytrafiła się kolejna, ale skupię się na jednej, która jest niczym z bajki.
„Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz tego dokonać”
Wszystko wydarzyło się podczas mojej podróży do Indii w 2023 roku. Był to mój pierwszy wyjazd solo tak daleko i w tak egzotyczne miejsce. Pojechałam z mottem Walta Disneya: „Jeśli potrafisz o czymś marzyć, to potrafisz tego dokonać”. Dodam tylko, że jako mała dziewczynka (może nawet nie mała, bo miałam już chyba wtedy naście lat), byłam zauroczona Bollywoodem – pięknymi uroczystościami, kolorowymi strojami i szaleństwem, jakie tam się dzieje.
Drugiego dnia podróży, podczas przerwy na lunch w drodze z Delhi do Mandawy zatrzymaliśmy się na lunch w przepięknym miejscu. Trafiliśmy tam na hinduskie wesele. Niestety byłam tak głodna, że najpierw skupiłam się na jedzeniu, a dopiero potem na oglądaniu uroczystości. Zdążyłam tylko zerknąć na chwilę, gdy inne osoby z grupy zrobiły sobie zdjęcia i dostały ozdoby na włosy. Było mi przykro, ale zgodnie z moim nowym podejściem, puściłam to, wierzyłam, że coś lepszego jeszcze na mnie czeka. Czekało, ale nie sądziłam, że tak szybko.
Bajkowa przygoda w Indiach
Wieczorem, w hotelu w Mandawie, okazało się, że odbywają się tam zaślubiny. Sporo osób z przyjęcia robiło sobie z nami zdjęcia zdjęcia (tak, do dziś zadziwia mnie to, że dla nich byliśmy większą atrakcją niż oni dla nas). W pewnym momencie podeszła do mnie szesnastoletnia dziewczyna, Ishu, która z początku nie mogła uwierzyć, że nie jestem jej równolatką i mam praktycznie drugie tyle lat, co ona. Zaczęłyśmy rozmawiać. Opowiadała o sobie, swojej rodzinie, wujku, który brał ślub, jej planach, aby zostać lekarzem i wielu innych sprawach. Umówiłyśmy się, że po kolacji pokaże mi coś więcej.
Jej młodsza siostra (nieznająca angielskiego) zaprowadziła mnie do pokoju, gdzie poznałam całą rodzinę. Po chwili wyciągnęły dwa stroje – zielony i granatowy – i zapytały, który chcę założyć. Wybrałam zielony punjabi, czyli szarawary z długą tuniką i szalem. Serce biło mi jak szalone. Ktoś przyszedł zawołać rodzinę na zdjęcie. Również chcieli, żebym tam z nimi poszła. Tak znalazłam się obok pana młodego na zdjęciu rodzinnym jako gość honorowy. Następnie zabrali mnie do części, gdzie była impreza panny młodej. Mimo że nie byłam głodna po kolacji, to przynosili mi różne dania. Spróbowałam sera paneer w ostrym sobie i myślałam, że zacznę ziać ogniem. Mama Ishu zauważyła to, bo szybko przyniosła mi do popicia lassi (napój na bazie jogurtu). Zaraz po tym przynieśli deser – khir. Był przepyszny. Udało mi się potańczyć do indyjskich hitów i spędzić miły wieczór w zupełnie niespodziewany sposób.
Moc wiary i intencji
Tak oto marzenie młodej dziewczyny, a później jeszcze silna wiara w to, że jak coś jest nam pisane, to pojawi się. Nie ma, co rozpaczać, jeśli nawet w pierwszej chwili można mieć wrażenie, że zaprzepaściło się szansę. Trzeba jedynie wierzyć, że przytrafiają się nam rzeczy, których pragniemy głęboko z serca i mają dobrą intencję. Prędzej czy później do nas przyjdą, a im mniej mamy oczekiwań ich względem, tym lepiej. Nie ma sensu analizować gdzie, jak i kiedy się zmaterializują. Wystarczy tylko wiara, że przyjdą, gdy będziemy na nie gotowi.
Tak już zupełnie na koniec, pamiętajcie, że prawo przyciągania działa w dwie strony. Wyobrażanie sobie złych scenariuszy również może prowadzić do ich realizacji. Dlatego warto czasem zastanowić się dwa razy, nim jakiejś złej intencji nadamy moc sprawczą.
Po więcej inspirujących tematów dotyczących Indii zapraszam do mojego wpisu – tutaj. A jeśli chcecie poczytać o stolicy Indii – Delhi – z mojej perspektywy, to możecie przeczytać – tutaj.
PS. Wszystkie zdjęcia pochodzą z tego wesela.