
Post scriptum na początek
Post scriptum zwykle jest na końcu, ale pozwolę sobie umieścić je opacznie — na początku. Skoro będzie o muzyce filmowej, można sobie włączyć do czytania właśnie ją. Jeśli nie macie pomysłu, trochę „zaspoileruję” i podpowiem, że możecie włączyć sobie cały soundtrack do filmu „Pachnidło: historia mordercy”. Więcej, póki co, nie zdradzę, więc do sedna…
Nie o nauce, a o czuciu
Zakładam, że jakieś badania naukowe na temat wpływu muzyki filmowej na nas, ludzi, ktoś już poczynił. Zakładam również, że być może zostało to jakoś naukowo wyjaśnione. Może ktoś skupił się na tym, co dzieje się wtedy w naszym mózgu czy ciele. Natomiast to, o czym ja chcę napisać, bynajmniej nie będzie podparte nauką. Chcę skupić się całkowicie na odczuciach, jakie za tym idą. Pragnę przyjrzeć się emocjom i temu, jak potrafi zareagować ciało na różnego typu dźwięki albo ich połączenia.
Gdy tekst powstaje pod wpływem muzyki…
Co jest w tym wszystkim dla mnie najbardziej intrygujące? Chyba sam fakt, że siedzę w tym momencie ze słuchawkami na uszach i w tle leci muzyka filmowa. Dokładnie teraz jest to „El Cuco Suite” skomponowana przez Diega Navarro. Już o nim niejednokrotnie wspominałam i znalazło się dla niego miejsce w moich inspiracjach. Czemu akurat ten utwór? Może kiedyś do tego wrócę. Może w jakimś innym wpisie. To piękna historia i na pewno zasługuje na osobne miejsce.
Muzyczna wrażliwość od dzieciństwa
Od dzieciństwa czułam, jak poruszają mną różne melodie. Odczuwałam to poprzez emocje, ale też ciało. Potrafiłam się wzruszyć do tego stopnia, że miałam łzy w oczach. Zdarzało się, że czułam przyjemne dreszcze przebiegające po ciele. Niekiedy budowało się też napięcie w środku. Od zawsze moim bodźcem wywołującym te rozmaite uczucia były głównie skrzypce, fortepian lub chór. Połączenie tych trzech elementów bywało czymś naprawdę nie do opisania dla mojej wrażliwości.
Pierwsze spotkanie z muzyką filmową
Będąc na studiach, mogłam zdecydowanie świadomiej wybierać muzykę, która mnie przyciąga. Tu przypomina mi się zawsze moment, gdy wraz z przyjaciółką (a właściwie to za jej namową) poszłam na projekcję filmu „Pachnidło: historia mordercy” z muzyką na żywo. Było to jeszcze w Hali Ocynowni, która dodawała klimatu wszystkim koncertom w ramach Festiwalu Muzyki Filmowej. Przepadłam na wieki…
Dreszcze, zachwyt i…„Streets of Paris”
Czy ja właśnie w tej chwili włączyłam sobie soundtrack do tego filmu? Możecie się domyślić odpowiedzi. W słuchawkach wybrzmiewa „Streets of Paris”, a ja na moment się zatrzymałam, bo znów poczułam przyjemne dreszcze przechodzące mnie od stóp do głów. Uwielbiam to uczucie. Nie wiem, czy każdy człowiek w ten sam sposób odczuwa takie rzeczy, ale jeśli nie, to jest mi po prostu przykro. Mam tylko nadzieję, że są wówczas inne rzeczy, które wprawiają w taki sam zachwyt i rozbudzają ten sam rodzaj euforii.
Głos, który przenika duszę
Uświadamiam sobie podczas słuchania „Meeting Laura”, że ludzki głos, zwłaszcza ten operowy, również potrafi mnie poruszyć w nieopisywalny sposób. I co właściwie sprawia, że muzyka filmowa stała się niejako esencją mojego życia? Zdecydowanie moja wrażliwość na dźwięki i dusza artysty. Tak, mogę to dziś już otwarcie przyznać. Jest we mnie cząstka twórcy…
Wyparcie i powrót
Owszem, był czas, że próbowałam to zablokować, porzucić, wyprzeć się tego. Czy było warto? Już dziś wiem, że nie. Moje życie miało wtedy w sobie pustkę, której nie mogłam wypełnić niczym innym. Czułam, że staję się niejako ignorantką pozbawioną emocji i uczuć. Nie miałam w sobie weny i nie tworzyłam niczego. Nie umiałam długo tkwić w takim stanie. To mnie zżerało od środka. Dusiłam się. Potem — jedno zdarzenie, gdy na nowo zbliżyłam się do muzyki filmowej, i znowu czas przerwy.
Nowa forma powrotu
Niedawno powróciłam do niej w nieco innej formie — poprzez muzykę z filmów Bollywood — by teraz, przy okazji kolejnej edycji FMF, zawitać do tego świata na nowo. Czuję, jak serce bije mi w rytm „Grenouille’s Childhood”. Muzyka jest we mnie i wpływa nawet na to, o czym teraz piszę. Każdy kolejny utwór zmienia nieco to, o czym myślę. Pewnie będzie to odczuwalne, gdy na nowo odczytam całość.
O emocjach, nie o mechanizmach
I tak — nie wiem do końca, w jaki sposób muzyka filmowa wpływa na procesy zachodzące w organizmie i skąd te wszystkie reakcje, ale nie potrzebuję tego rozumieć. O tym jest dla mnie muzyka, a w szczególności ta filmowa — o zwyczajnym czuciu. O emocjach, porywach serca, o duszy i tym, co tkwi czasem na jej dnie. Muzyka filmowa przepływa przez ciało falami i potrafi wprawić w trans albo przenieść w zupełnie inną galaktykę. To jest w niej najpiękniejsze!
Czuć muzykę całym sobą
Podczas tegorocznego FMF miałam okazję porozmawiać z moim serdecznym przyjacielem o tym, jak cudownie jest obserwować osoby, które czują muzykę całym sobą. Wzięliśmy tu za przykład Diega Navarro jako dyrygenta, a ja dodatkowo w głowie miałam jeszcze koncert Aleksandra Dębicza. O ile więcej magii jest w patrzeniu na człowieka, który żyje muzyką, którą w danej chwili tworzy. Co jeszcze bardziej niezwykłe — wystarczy przymknąć oczy i to po prostu poczuć. Wierzcie mi lub nie, ale wtedy otoczenie też zauważy waszą kontemplację muzyki i okaże się, że ten widok również robi wrażenie. Zakładam jednak, że pewnie nie każdy jest w stanie to poczuć i znów — jest mi przykro z tego powodu.
Zamknięcie w dźwięku
Właściwie nie wiem, na ile ten tekst jest spójny, bo powstaje pod wpływem chwili i muzyki filmowej w tle, która zmienia się jak kadry filmu. Z doświadczenia wiem, że taki tekst lepiej się odczuwa, gdy podąża się za tymi utworami. Może niejako da się wtedy poczuć moją duszę, którą ukryłam w tych słowach? W tle leci „Awaiting Execution” i sama czuję, jak z każdym dźwiękiem rośnie we mnie napięcie. Smyczki przyprawiają o zawrót głowy i… nie wiem już, co chciałam napisać.
I tak to tu zostawię…