TITANIC Live in Concert
Wzruszający film znany praktycznie każdemu. Niesamowita Sinfonietta Cracovia, która wraz ze szwajcarskim dyrygentem – Ludwigiem Wickim – potrafiła sprostać najtrudniejszym symultanicznym pokazom. Do tego wszystkiego Chór Chłopięcy Filharmonii Krakowskiej, który wykazał się ogromnym profesjonalizmem i dyscypliną. Zwieńczeniem koncertu był wykonany przed Edytę Górniak emocjonujący hit Céline Dion.
JEDNA PRÓBA TO ZA MAŁO
Próby do koncertu „Titanic Live in Concert” trwały niemalże tydzień. Wydawać by się mogło, że cóż to jest połączyć film z muzyką. A jednak jest to nie lada wyzwanie. Ludwig Wicki to z pewnością dyrygent, który zna się na swoim fachu jak nikt inny i od kilku lat sprawnie przewodzi tego typu koncertom podczas Festiwalu Muzyki Filmowej. A jak to wyglądało w tym roku? Najpierw cały zespół ćwiczył „na sucho”, czyli po prostu samą muzyką, bez obrazu. Szlifowano ostatnie dźwięki i składano wszystko w całość. Nie miałam możliwości znaleźć się na tych próbach, ale w niedzielę rano przybyłam na próbę generalną.
PRÓBA GENERALNA
Po standardowym soundchecku na scenie pojawiła się orkiestra wraz z chórem. Towarzyszyła im również solistka Karolina Gorgol-Zaborniak, która świetnie podołała wokalizom. Sinfonietta Cracovia wzbogacona została również dźwiękami fletu prostego oraz dud irlandzkich, na których zagrał Eric Rigler. Jest to jeden z artystów, który miał szczęście współpracować z Jamesem Hornerem – twórcą muzyki do „Titanica”. Zespół rozpoczął długą próbę (trwającą tyle, co sam film), by dokładnie przećwiczyć grę podczas realizacji filmu. Usiadłam wtedy na trybunach znajdujących się na wprost sceny i obserwowałam całość z większej odległości, by móc wszystko ogarnąć wzrokiem.
OGROMNE WYZWANIE
Podczas próby generalnej dotarło do mnie jak dawno oglądałam ten film i jak bardzo zapomniałam o jego muzyce. Irlandzkie brzmienia na samym początku sprawiły, że aż chciało mi się tańczyć. Po części miałam wrażenie, że jednak nigdy nie obejrzałam tego filmu, ale cóż się dziwić – oglądałam go może jako ośmiolatka? Poza tym piękne wokalizy Karoliny Gorgol-Zaborniak przyprawiały mnie o dreszcze. Nie bez powodu na krzesłach Areny pojawiły się paczki chusteczek – na otarcie łez…. W trakcie koncertu przydały się nie jednemu.
Na sam koniec próby pojawiła się Edyta Górniak, by zaśpiewać My Heart Will Go On. Każdy wiedział, że mierzyć się z oryginałem jest ciężko, bo utwór oprócz tego, że jest piękny, sprawia ogromne trudności i niewiele jest osób, które potrafią wykonać go od początku do końca tak jak Céline. Tę wysoką poprzeczkę postawiono przed Edytą Górniak. Na próbie dało się zaobserwować ogromną tremę artystki, która próbowała na wiele sposobów zmierzyć się z piosenką. Pozostało mocno trzymać kciuki, by na koncercie wszystko dobrze poszło.
„I’M FLYING”
Początek filmu i cała Arena zamilkła. Wrażenie zrobiły wypełnione po brzegi sektory i ludzie zapatrzeni w ogromny ekran umieszczony nad sceną. Ja jednak pierwszą część widziałam na próbie i postanawiam spędzić ją głównie za kulisami. W końcu należało przygotować się do wyjścia na koniec koncertu, by dać kwiaty fenomenalnym artystom. Siedząc w garderobach z innymi osobami, które również przygotowywały się do swoich zadań, zgodnie stwierdziliśmy, że ciężko wysiedzieć na tym filmie i nie płakać. Sam film jest wzruszający, a jak się do tego doda muzykę graną na żywo – łzy same napływają do oczu. Sama byłam tego świadkiem, gdy w końcu wróciłam na trybuny i zasiadłam wśród widzów.
Niesamowite emocje wzbudziła we mnie scena, w której główni bohaterowie, czyli Jack i Rose, stają na kraju statku i odgrywają tak dobrze wszystkim znaną i uwielbianą scenę. Coś podkusiło mnie wtedy, by nagrać dla siebie ten fragment i gdy tylko sięgnęłam po swój telefon ujrzałam setki podobnych świecących wyświetlaczy na widowni. Tej sceny nie da się tak po prostu ominąć. Do tego cudowna wokaliza solistki i chór sprawili, że moje oczy mocno się zaszkliły. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy wielkimi marzycielami. Kto nie chciałby przeżyć tak pięknej sceny?
SIŁA MUZYKI
Podczas przerwy mogłam obserwować artystów – tych występujących, jak i tych którzy już mieli swój koncert. Ogromne emocje towarzyszyły wszystkim i każdy uśmiechał się do siebie. Każdy wiedział, że w drugiej części nie będzie już tak wesoło i przyjemnie, a jednak, tak jak goście „Titanica”, dalej uczestniczyli w trwającej zabawie. Niesamowite, że ludzie z różnych stron świata na tym festiwalu potrafią się zjednać i cieszyć muzyką. Nikt nie patrzy czy jest się zwykłym pracownikiem czy artystą – wszyscy są jedną wielką muzyczną rodziną, która nie chce się rozstawać ani na chwilę. Te dwadzieścia minut stania za kulisami uświadomiło mi jak bardzo brakuje mi takiej jedności na co dzień.
EMOCJOM NIE BYŁO KOŃCA
Po chwili odpoczynku Arena znów wypełniła się tysiącami widzów i na scenę powrócili artyści. Skończyła się sielanka i widać to było na twarzach publiczności. Powiedziałabym nawet, że było to wyczuwalne w powietrzu. Zdarzały się jeszcze jednak sceny, gdzie cała hala wybuchała gromkim śmiechem i to też było na swój sposób urzekające. Niejednokrotnie po moim ciele przechodziły dreszcze – zwłaszcza, gdy napięcie w filmie rosło, a muzyka z lekkiej przemieniała się w ciężkie i przeraźliwe brzmienia.
WIELKI FINAŁ
W końcu zbliżał się koniec filmu, a z nim wiele chwil wzruszenia podsycanych jeszcze bardziej muzyką. Na ekranie pojawiły się napisy, a na scenę wyszła Edyta Górniak w prześlicznej, czarnej sukni. Wraz z jej obecnością usłyszałam pierwsze dźwięki My Heart Will Go On. Zaczęło się trochę niepewnie, ale z każdym kolejnym taktem trema ustępowała, a głos Edyty stawał się coraz mocniejszy i bardziej emocjonujący.
Apogeum wzruszeń nastąpiło w chwili modulacji, gdy Artystka zmierzyła się z wysokimi dźwiękami i uraczyła nas cudownym, nasyconym liryzmem wykonaniem. Trudno było się dziwić Edycie, że mocno się wzruszyła po zejściu ze sceny. Ogromnym wysiłkiem, talentem i pasją uraczyła nas wszystkich może nie tak fenomenalnym jak oryginał wykonaniem, ale równie pięknym i przede wszystkim bardzo poruszającym.
POŻEGNANIA SĄ NAJTRUDNIEJSZE
Jakże ciężko było się po tym wszystkim pozbierać. Wyruszyć na imprezę kończącą te wspaniałe dni. Z wielkim trudem było nam się żegnać ze wszystkimi artystami i twórcami tego światowego festiwalu. Poznałam nowych, pełnych pasji ludzi i odkryłam w sobie jeszcze więcej pasji oraz inspiracji. Spotkanie z każdym artystą wniosło wiele do mojego życia i za to jestem im wdzięczna. Bardziej wdzięczna jestem jednak tym, którzy tak jak i ja byli tam tylko niewielką cegiełką, która być może nie została zauważona, ale nie była tam bez powodu. Ludzie, z którymi pracowałam okazali się wielkimi fanami muzyki filmowej, co sprawiło, że wspólne przeżywanie koncertów pozytywnie mnie naładowało. Z niecierpliwością wyczekuję kolejnego festiwalu.
10. FESTIWAL MUZYKI FILMOWEJ