Bułgaria… Bałkański klimat… Miejsce wypoczynku dla młodych i starych… Słoneczne plaże ciągnące się kilometrami… Pyszne, słodziutkie donaty… Miejsca pełne ruin i niezwykłej historii… Ciepłe i spokojne Morze Czarne

BUŁGARIA


ZWYKŁY TURYSTYCZNY (K)RAJ?

Byłam w Bułgarii trzy razy, ale najbardziej pamiętam mój ostatni pobyt w tym kraju, a było to w 2013 roku. Po wakacjach w nieco bardziej egzotycznych krajach wydawało mi się, że Bułgaria nie ma mi już nic do zaoferowania. Myliłam się, a to, co najbardziej mnie urzekło to malownicze miasto Neseber, które pomimo sporej ilości ruin wciąż tętni życiem. Zanim jednak o tym, była też rzecz, która mnie nieco rozczarowała, a mianowicie pogoda. Kiedyś nie było szans na brzydką pogodę w Bułgarii, natomiast teraz zdarza się, że bywa tak nieprzewidywalna jak nasza polska pogoda. Jechać na tydzień i licząc na słońce w zamian dostając tylko pięć dni słońca? Może zbytnio narzekam, ale jak się wybieram gdzieś stricte na wakacje i odpoczynek to słońce jest elementem niezbędnym.


Neseber w ruiny przyozdobiony

Pomijając pewne pogodowe mankamenty pobyt zaliczam do bardzo udanych. Był czas na relaks i na zwiedzanie. Co do zwiedzania, na pewno wielu z Was kojarzy piękne wiatraki ozdabiające Neseber, które widać już z daleka. Wpatrywanie się każdego dnia na ten lekko wysunięty na morze punkt miałam wrażenie, że czas zatrzymał się tam na dobre. W końcu i ja znalazłam się w Neseberze i mogłam z bliska podziwiać to piękne miasteczko. Już sama architektura zachęca do zwiedzania. Kolorowe cegiełki domów i kościołów, a właściwie cerkwi ożywiają całe miasto.

Do tego typowo egzotyczna przyroda – palmy, egzotyczne krzewy i kwiaty, a w tle niebieściutkie Morze Czarne. Widok zapierający dech w piersiach. Jednak dla mnie najpiękniejsze były ruiny… Wszystkie pozostałości po dawnych budowlach, cegiełki tworzące niegdyś mury domów czy świątyń, rośliny wypuszczające korzenie w miejscach gdzie niegdyś stały meble. Dotknięcie niewielkiego kamienia czy zaglądanie w zakamarki gdzie nie było nic prócz gruzu i kawałka ziemi zawsze było dla mnie czymś magicznym. Moja wyobraźnia zawsze próbuje sobie odtworzyć jak to mogło wyglądać kilkaset lat temu.


LAZUROWE MORZE I ZŁOCISTE PLAŻE

Kocham wyspy za ich odmienność, za kamienie i skały zamiast piasku, ale nic nie oddaje uczucia jakim jest stąpanie bosą stopą po mokrym od wody piasku, który skrzy się złotem w ciągu dnia. Pierwszego dnia z Bułgarii postanowiłam wieczorem pójść nad morze i zanurzyć nogi w ciepłym, słonym morzu. Uwielbiam to uczucie, gdy dookoła mnie jest cisza i słychać tylko szelest fal uderzających o brzeg. Piasek po zmierzchu jest niezwykle przyjemny i rześki (nawet ten niezamoczony). O wiele bardziej wolę przebywać nad morzem wieczorami czy już nawet nocą. Nie ma wtedy wielu ludzi, a jeśli nawet są to w takim samym celu jak ja. Chcą się wyciszyć i pospacerować. Zupełne przeciwieństwo zatłoczonych i hałaśliwych plaż w ciągu dnia. I właśnie to zapadło mi najbardziej w pamięci podczas mojego pobytu w Bułgarii.


BAŁKAŃSKIE SŁODKOŚCI

Być w Bułgarii i nie spróbować świeżutkich donatów? Niemożliwe! Wieczorny spacer promenadą wzdłuż morza musiałam też poświęcić na chwilę błogości. Jak to na promenadach w typowo turystycznym miejscu wszędzie pełno stoisk z pamiątkami, ciuchami, kosmetykami i jedzeniem. Nie dało się po prostu ominąć miejsc gdzie na bieżąco smażyli pączuszki. Ja przynajmniej nie potrafiłam. Dlatego kupiłam sobie donaty z cukrem pudrem i z wielkim smakiem zjadłam wszystkie! Nie da się opisać tego smaku… Niebo w gębie! Znam tylko jedne pączuszki, które są lepsze od donatów, ale o nich przy okazji innego wpisu.


SMAK DZIECIŃSTWA

Bułgaria zdecydowanie nie jest moim ulubionym miejscem, ale cieszę się, że mogłam tam wrócić po latach już bardziej świadomie. Chodząc po promenadzie, zwiedzając sąsiednie miasteczka przypominałam sobie poprzednie wyjazdy do Bułgarii. Oprócz tego miałam trochę czasu na wyciszenie, na zwiedzanie, na chwile słabości ze smakołykami. Pozytywne wspomnienia, które warto zachować gdzieś w swojej głowie.