Podróże uczą mnie bycia sobą

Podróże uczą mnie bycia sobą

Zdjęcie przedstawia Seul podczas mojej podróży, ma spokojne ciepłe barwy, które otulają tak jak mój tekst o tym, że podróże uczą mnie bycia sobą

Powroty pełne ukojenia

Każda podróż przynosi mi ukojenie i masę różnych przemyśleń. Wracając do domu, jestem bardziej otwarta i przede wszystkim gotowa na zmiany. Liczba zapisanych w podroży stron się różni, ale zawsze coś powstaje. Niektóre pochłaniają mnie na tyle, że nie jestem w stanie codziennie spisywać swoich przeżyć. Inne dają więcej oddechu i znajduję czas podczas przejazdów czy wieczorami w ramach regeneracji. Z perspektywy czasu widzę, że te podróże w 2025 roku były lekcją obecności — bycia tu i teraz. Chłonęłam każdy dzień, każdy moment, nie siedziałam bezczynnie w hotelu, tylko eksplorowałam świat dookoła mnie. To dla mnie ważny krok naprzód. 

Pisanie w drodze

W każdej podróży odnajduję inny rytm pisania — czasem codzienny, czasem rozproszony. O czym jednak zazwyczaj piszę? O miejscach, emocjach, odbiorze zmysłowym, poznanych ludziach, ale także o moich spostrzeżeniach. Ostatnio lubię obserwować ludzi. Staram się to jednak robić dyskretnie i z dystansu, by nikogo nie krępować. Przyglądam się im i zastanawiam w duchu, jakie przekonania łatwo byłoby mi podważyć. Tak wiele rzeczy mnie w tych wyprawach inspiruje, ale chyba jeszcze więcej sprawdza to, czego nie chcę i nie lubię. Podróż to dla mnie jedna wielka weryfikacja dotychczasowego życia. Czasem robią to zdarzenia, a czasem ludzie, których jest mi dane spotkać. 

Lekcje podróży

Teraz z perspektywy czasu widzę, że wyjazd do Korei Południowej był mocno o tym, czy warto się przejmować tym, co sobie pomyślą inni. O ile w ogóle sobie cokolwiek o mnie pomyślą. O tym, czy w ogóle jest sens się tym zajmować, skoro i tak nie ma się na to wpływu. Ta podróż mi uświadomiła, że to naprawdę bezsensowna rzecz i coraz mocniej wcielam to w życie. Wyjazd do Hiszpanii też był o tym – być sobą – autentyczną sobą. Uśmiechać się wtedy, gdy ma się na to ochotę. Być tą słodką i uroczą dziewczynką w ciele dorosłej osoby. Czuć się dobrze we własnej skórze, spędzać czas z tymi, z którymi się chce. Postawić granice i nie być wiecznie „chłopcem na posyłki”. Robić coś dla siebie i na własnych zasadach. Nie dać się zwariować światu i po prostu powiedzieć sobie stop, gdy przedobrzę. Nie tłumaczyć się nikomu z tego, że na moment muszę schować się w swojej bezpiecznej przestrzeni i uspokoić zmysły, głowę i emocje, by nie popaść w jakieś stany chorobowe. 

Świat z dystansem i czułością

I wiecie co? Zazdroszczę Koreańczykom tego dystansu do świata. Owszem, są i tak mocno zestresowanym społeczeństwem, które już mocno doświadcza wszystkich cywilizacyjnych chorób i problemów. Jednak jest w nich coś pociesznego, ten element dziecka, który przywraca nadzieję. Zobaczyć na ulicy te wszystkie pluszaczki, breloczki, skarpetki z falbankami, kokardki we włosach, a nawet wałki na głowie z samego rana… Nie śmieję się z tego, tylko uśmiecham. Bo widząc, że można być sobą, czuję ciepło w sercu.

Lubię, gdy moja dusza jest w podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.