Posts Tagged with Paulina Merz
SUKCES A PUŁAPKA PERFEKCJONIZMU
Czy sukces zawsze musi być wielki?
wyjście z pułapki perfekcjonizmU

Sukces kojarzy się w naszej kulturze z czymś naprawdę wielkim. Zostajesz milionerem, szefem ogromnej korporacji lub jeździsz po całym świecie i na tym jeszcze zarabiasz. Czasem może to być ogromna rodzina, najwyższa średnia w szkole, stypendium uczelni albo nagroda Nobla. Zaprogramowano nam w głowach, że tylko wtedy jesteśmy kimś i mamy prawdziwe osiągnięcia. Ale czy to jedyny sposób na definiowanie sukcesu? Czy istnieje coś pomiędzy wielkim triumfem a totalną porażką? Czy możliwe jest docenienie drobnych sukcesów, które wprowadzają nas w zgodę ze sobą?

Pułapka perfekcjonizmu i syndrom oszusta
Od najmłodszych lat wpajano nam, że aby być kimś, trzeba osiągnąć coś wielkiego. Ba, nasz system edukacji dalej wytwarza w nas przekonanie, że tylko będąc najlepszym, osiągniesz sukces. Nie ma nic pomiędzy. Żyjemy właściwie robiąc coś, co nie jest nasze i tak naprawdę nie jest sukcesem w naszym mniemaniu. To podejście niesie za sobą ryzyko wykształcenia niezdrowego perfekcjonizmu lub syndromu oszusta. Dla niektórych to pierwszy krok w kierunku depresji i problemów psychicznych. Gdy sami narzucamy sobie presję bycia doskonałym, zaczynamy tracić kontakt z tym, kim naprawdę jesteśmy.
Od perfekcjonizmu do akceptacji – droga do nowego Ja

Oczywiście, że nie byłam wyjątkiem w tej kwestii. Zawsze chciałam być najlepsza we wszystkim i niestety z tego powodu z bardzo wielu rzeczy rezygnowałam. Nie patrzyłam na swój realny postęp. Interesowało mnie tylko, że nie jestem tak dobra jak koleżanka X czy Y. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i potem trzeba porównywać się już z samymi geniuszami w danej dziedzinie. Nieważne, że z dnia na dzień byłam lepsza w jakimś fachu. Ktoś zawsze był wyżej i dalej. To miałabym nazwać sukcesem?
W końcu doszłam do ściany. Tak się już dłużej nie dało. Ten niezdrowy perfekcjonizm zjadał mnie od środka. Nie da się wiecznie być we wszystkim na 100%. Pomalutku uczyłam się nowej metody, by poradzić sobie z tym wszystkim. Wydawałoby się, że to bajecznie proste, usiąść z notatnikiem w ręku i wypisać trzy sukcesy z kończącego się dnia. Ale co ja mam niby wypisać jak żadnego sukcesu nie osiągnęłam w moim mniemaniu?!
Kiedy małe rzeczy stają się wielkimi sukcesami

To tutaj pojawiły się największe schody. Zamienić myślenie, że z tych ogromnych spektakularnych rzeczy ważniejsze są te najmniejsze nawet czynności wykonane w ciągu dnia. Z początku jedyne co zauważałam, to jakieś drobne sukcesy w pracy. Pomogłam uczniowi zrozumieć coś, czego długo nie mógł załapać. Ktoś mnie pochwalił za moją pracę. Napisałam wniosek do projektu unijnego. Oddałam wszystkie dokumenty w terminie.
Ciężko było każdego dnia przed zaśnięciem wymyślić aż trzy rzeczy. Nie sądziłam, że zwykłe ćwiczenie zamieni się w prawdziwą katorgę. Ale to nie wszystko. Nadszedł czas urlopu wakacyjnego. To się wydawało już nie do przejścia. Co ja będę pisać? Ugotowałam obiad? Wyszłam z psem na spacer? Odkurzyłam dywan? Zapłaciłam rachunek? Jak okrutnie się to ze mną gryzło, ale zapisywałam te wszystkie błahostki. Z początku zupełnie z brakiem przekonania. Do czasu aż zdarzył się naprawdę trudny mentalnie dzień, w którym ciężko było mi zrobić cokolwiek. Wydawało się wtedy, że w ogóle przebranie się z piżamy, umycie zębów i zjedzenie czegokolwiek będzie prawdziwym sukcesem. I było. Po całym dniu spisałam właśnie te trzy rzeczy.

Nowe oprogramowanie = nowe myślenie
Tak w mojej głowie bardzo powoli zaczęło się instalowanie nowego oprogramowania. Podobnie jak zainstalowanie nowego oprogramowania na komputerze, zmiana myślenia wymaga czasu i cierpliwości. Zaczęłam doceniać to, co robię i obniżyłam troszeczkę poprzeczkę. Udało się niezdrowy perfekcjonizm nieco okiełznać i zrobić miejsce na ten dobry. Przestałam oczekiwać od siebie, że muszę być we wszystkim najlepsza. Wystarczy stać się wystarczająco dobrą. Zrozumiałam, że jak zaczynam coś robić od zera, to nie stanę się z dnia na dzień specjalistką. Zamiast tego postanowiłam bawić się tym i cieszyć drogą, a nie celem. Tak było też w przypadku mojej przygody z jogą, o czym pisałam już we wcześniejszych wpisach.
Sukces to bycie sobą – czyli wyjście z cienia innych

Dziś największym sukcesem dla mnie jest działać w zgodzie ze sobą. Nie zmuszać się i nie ulegać presji otoczenia. Każdego dnia, gdy nie daję się starym schematom, osiągam niebywały sukces. To wciąż ogrom pracy i przede wszystkim cierpliwości, ale widzę zmiany. Przede wszystkim cieszy mnie to, że żyję sobie tak jak czuję (nawet jeśli nie jest to idealne, perfekcyjne życie), a nie kopiuje innych, myśląc głupio, że tak należy i trzeba. To, co inni nazywają sukcesem, dla mnie wcale nie musi nim być.
Sukces nie jest tylko wielkim spektaklem
Oczywiście, wielkie osiągnięcia są godne podziwu, ale nie zapominajmy, że sukces może przybierać różne formy. Szczęśliwe i satysfakcjonujące życie może być budowane na małych, codziennych osiągnięciach. Zamiast wiernie podążać za standardami narzuconymi przez innych, warto skupić się na własnych wartościach i zaczynać cieszyć się drobnymi krokami w stronę lepszego ja.
Czy dla Ciebie sukces to wielkie osiągnięcia czy też doceniasz codzienne małe zwycięstwa?
Jak radzisz sobie z pułapką perfekcjonizmu?
O kobiecości i żeńskiej energii
O kobiecości i żeńskiej energii
Współczesność próbuje wykrzewić z nas resztki kobiecości i żeńskiej energii. Ciągle słyszymy krytykę na swój temat, począwszy od wyglądu – za gruba, za chuda, za wielki biust, za mały, za niska, za wysoka itp., aż po rzeczy mniej widoczne na pierwszy rzut oka – za dużo pracuje, za mało pracuje, za bardzo poświęcona rodzinie matka Polka czy bezdzietna lambardziara.
Rola kobiety sprowadzana jest do wszystkiego, co najgorsze. Musimy udowadniać swoją wartość na każdym kroku i być perfekcyjne. Przez to albo szybko się wypalamy i ogarnia nas beznadziejność, albo narasta w nas frustracja i próbujemy walczyć, nie wiedząc właściwie z czym lub kim.

Kobiecość kiedyś
Co się jednak takiego stało na przestrzeni lat? Zerkamy do mitologii, starożytnych tekstów, uczymy się o antycznych cywilizacjach, a tam wszędzie kobiety miały specjalne miejsce. Obok bogów, były boginie. Obok władców, były władczynie. Kobiety mogły kreować i tworzyć tak jak chciały. Dostawały pomoc i wsparcie swoich sióstr, spotykały się przy kręgach, razem wykonywały domowe czynności, z pokolenia na pokolenia otrzymywały pomoc w domu i przy dzieciach. Gdzie się to podziało?
Co się zmieniło?
Dziś wręcz ujmą na honorze jest pokazać bezradność. Nie wypada prosić o pomoc. Trzeba być samowystarczalną i najlepiej to zajmować się samodzielnie domem i równolegle karierą zawodową. No bo jak inaczej? Nie można być tylko matką swoich dzieci, bo zyska się miano nierobotnej. Nie można skupić się tylko na karierze, bo jak to tak nie planować rodziny? Przecież to grzech. Znajdzie się tysiące powodów, by skrytykować każdą kobietę i wytknąć jej błędy. Każdy powód będzie dobry, by ugasić w nas żeński pierwiastek.

Rola mężczyzn
Jaką rolę mają wobec tego pełnić mężczyźni, skoro od kobiet wymaga się tego samego? Dziwić się, że popadają w uzależnienia, nie pracują, szukają rozrywek albo bywają sterroryzowani przez swoje wybranki i nie potrafią podjąć żadnej swojej decyzji. Świat stanął na głowie. Tylko role wcale się nie odwróciły. Nie do końca zamieniliśmy się pierwiastkami żeńskimi i męskimi. Problem polega na tym, że ten żeński chcemy całkowicie usunąć, a kobietom i mężczyznom pozostawić jedynie męski. Tak się nie da. Świat zbudowany jest na przeciwieństwach. To tak jakby zabrać dzień i pozostawić tylko noc. Nie da się.

Co z żeńskim pierwiastkiem?
A jednak próbuje się nam wmówić, że żeński pierwiastek nie może istnieć. Wytyka się wszystkim słabości, wrażliwość. Ciągle słyszymy: „Musisz być silny/silna. Nie płacz. Musisz sobie poradzić. Kto to widział się tak przejmować?”. Nie tyczy się to tylko kobiet. Gdy ktoś jednak mimo wszystko próbuje żyć według własnych zasad, chce zwolnić, podejmuje świadome decyzje i przede wszystkim pozwala sobie na równowagę, uważany jest często za dziwaka. Wciąż wyrażanie emocji jest zawstydzane. Proszenie o pomoc jest wyśmiewanie. Nie ma wspierania, jest tylko rywalizacja i czekanie na potknięcie drugiego człowieka. Wszystko musi być podparte badaniami naukowymi lub, co gorsza, tym, co powiedział celebryta XYZ.

Przebudzenie?
Na szczęście pomału następuje przebudzenie. Coraz więcej osób nie wstydzi się swojej kobiecości czy typowo żeńskiej energii. Jest miejsce na emocje, podążanie za intuicją, słuchanie siebie i swojego ciała. Pojawia się delikatność, siostrzeństwo i empatia. Dzięki temu łagodzi się też męski pierwiastek. Nie jest on już tak apodyktyczny. Nie przejmują go w pełni kobiety, a jedynie wykorzystują to, co w danym momencie jest im z niego potrzebne. Rozsądnie i świadomie. To wszystko się zmienia, ale potrzeba na to jeszcze mnóstwo czasu i zmiany zbiorowej świadomości.
Zmiana jest nieunikniona
Kobiety potrzebują poczuć, że są wolne, nie muszą niczego udowadniać, są wartościowe takie jakie są, mogą żyć w zgodzie ze sobą i nie muszą być doskonałe. Wolno im popełniać błędy, zmieniać zdanie, szukać swojego własnego sensu, tworzyć tak jak chcę, wspierać się wzajemnie i życzyć innym jak najlepiej. To jest esencja naszego życia.
Przebudzenie
Przebudzam się
zanurzając w falach emocji.
Pochylam się nad nimi, by obmyć swą twarz z przykrości.
Rozglądam się
znajdując pośród ruchomych wydm.
Odnajduję siostry, które idą tam gdzie ja: ku wolności.
Przemieszczamy się
odgarniając piach złości.
Idziemy pewnie przed siebie po resztki naszej godności.
Spoglądamy w górę
zwołując energię wszystkich istot.
Przebudzamy się do walki, by zmienić wyrządzane nam podłości.
Różnimy się
nasłuchując wrogich szeptów.
Kroczymy drogą światła i miłości – subtelne lub pełne złości.
Jednoczymy się
oswajając swoje emocje.
Wygrywamy i miażdżymy wspólnie kolejne losu przeciwności.
Po więcej inspiracji zapraszam na moje konto na INSTAGRAMIE:
SOULINJOURNEY
Desire of Love – tekst
Desire of Love – tekst
Koniec roku szkolnego dla nauczyciela to jakiś armagedon. Wtedy dzieje się najwięcej. Do tego trudny czas w moim życiu. Czy to jest powód by mogło powstać coś twórczego? Wydawało mi się, że to niemożliwe. A jednak…

Sztuka pisania tekstów piosenek
Jak to jest pisać tekst piosenki? Nietypowo. Zwłaszcza, gdy mam tylko zarys refrenu i ogólny sens, a kompletnie nie wiem jaka będzie muzyka i jak to się w ogóle zaprezentuje. Jednak te skromne elementy wystarczyły bym mogła stworzyć dwie zwrotki, które mają w sobie płynność, a jednocześnie nie zatraciły sensu. Jak to się robi? Nie wiem. Przypływ weny. Jakiś taki nieznany nikomu przebłysk w świadomości, który sam kieruje całym procesem twórczym.
Geneza „Desire of Love”

Początkiem czerwca odezwał się do mnie Piotr Michalak z prośbą o napisanie dla niego tekstu piosenki o szczęśliwej miłości. Ha! – pomyślałam sobie wtedy – dobre. Nie mógł wybrać „lepszego” momentu na wymyślanie wesołych, radosnych utworów o miłości. Zadanie wydawało mi się niemożliwe. Nawet z nim o tym szczerze pogadałam. On się jednak nie poddał. Podesłał mi refren. Chwilę pomyślałam i stwierdziłam, że spróbuję. Kilka godzin i utwór był gotowy. Jakim cudem? Do dziś się zastanawiam…
Czy piosenka powinna posiadać sens?

Niezależnie od grona odbiorców, rodzaju muzyki i innych czynników zakładam, że każdy tekst musi mieć choćby najdrobniejszy sens. Wynika to chyba z tego, że zbyt często słyszę od mamy „kiedyś piosenki to miały sens, o czymś mówiły, a nie to, co teraz – w kółko dwa słowa i łubu dubu” 🙂 Wiadomo, że muzyka taneczna ma to do siebie, że tekst nie jest tam na pierwszym planie. Czy to jednak przeszkadza, by słowa niosły ze sobą jakiś przekaz? Dla mnie nie. Może ktoś jednak się przy nich dłużej zatrzyma. Być może zechce głębiej zastanowić się nad ich sensem…
Zapowiedź przyszłości?
Co do samego utworu „Desire of Love” szybko okazało się, że tekst stał się kawałkiem mojego życia. Gdzieś po cichutku był jak mantra, która w niedalekiej przyszłości się spełniła. Mam uważać, że to przypadek? Nie wierzę w przypadki. Z pewnością silny przekaz mojej podświadomości poszedł dalej.

W dzisiejszym świecie każdy powinien pragnąć miłości – rodziny, przyjaciół, ludzi w pracy, przechodniów na ulicy, a nie tylko pieniędzy, najnowszych markowych ciuchów i ciągłych zmian – byle lepsze i byle nowsze. Tego Wam Kochani życzę – kochajcie się i pragnijcie tej miłości!
Poniżej teledysk do utworu „Desire of Love„
wokal: Piotr Michalak
tekst: Paulina Merz
muzyka: Dj Barthus
teledysk: Bastek Czernek