„Głos” ciała

W dzisiejszych czasach chyba każdy z nas prędzej czy później znajduje się na etapie kiedy bardzo chce schudnąć, zgrubnąć, wyrzeźbić ciało, uelastycznić je, wzmocnić czy zrobić coś z kompleksami. Często jednak motorem napędowym tych zmian jest obserwacja otoczenia. Zwłaszcza social mediów, wysłuchiwanie złośliwych komentarzy, patrzenie na to, co robi większość. Tymczasem ważniejsze jesy usłyszeć głos naszego ciała.

głos ciała

Szkoła a ciało

Już w szkole ciągle nas oceniają za to jak umiemy odbić piłkę, jak szybko przebiegniemy, czy dotkniemy rękami podłogi w skłonie, czy strzelimy gola, czy wygramy mecz. Teoretycznie wmawia się nam, że liczą się chęci, a nie wynik. Jednak chyba każdy z nas wie, że rzeczywistość się z tym mocno mija. Jeśli nawet jakimś cudem zostajemy sprawiedliwie oceniani, jeśli chodzi o oceny to niekoniecznie dobrze oceni nas środowisko. Zawsze znajdzie się ktoś „lepszy” kto będzie dogadywał, wyśmiewał czy podkładał nam nogi. W ten sposób ten przedmiot szybko staje się tym znienawidzonym i zaczyna się kombinowanie ze zwolnieniami, brakami strojów itp.

Moja historia

Też przez to przechodziłam. Dopiero teraz, mając już drugie tyle lat, dochodzę sama do wniosków, które chciałabym wysunąć tych kilkanaście lat temu. Chciałabym usłyszeć od kogoś po co ćwiczę, ale nie tak ogólnikowo, że dla zdrowia. Usłyszeć, że cokolwiek nie zrobię to jest ok, bo robię to dla siebie, dla swojego ciała, które mnie nosi po świecie, dostarcza tlenu, odżywia i tak naprawdę pozwala żyć. Chciałabym już wtedy wiedzieć, że najciekawszym etapem jest droga (rozumiana jako rozwój) a nie sam cel. Jak to rozumiem? Przykładowo nieważny jest wynik tylko to jak się angażowałam w grę. Nieważne czy umiem z miejsca dotknąć palcami podłogi tylko to, że za każdym razem robię postęp choćby o milimetr. Czuję co dzieje się w ciele oraz wiem po co to robię.

Ścigać niedoścignione

Jeszcze do niedawna chciałam być jak inni. Jak te wysportowane, elastyczne joginki, które robią cuda ze swoim ciałem. Chciałam mieć taką sylwetkę, być szczupła, nie mieć fałdek na brzuchu, nie mieć zwisającej skóry na przedramionach, bez problemu stać na głowie czy wchodzić do mostka.

Niestety to nie działało. Szybko się zniechęcałam, no bo przecież próbuję, a nie wychodzi. Mijał miesiąc, a ja dalej nic. Potem kolejny i rzucałam wszystko w cholerę. Koło się ciągle zapętlało, bo chciałam od razu już mieć to wszystko po jednym treningu czy praktyce jogi.

Odpuszczenie

W końcu doszłam do etapu, że mam to w dupie i odpuszczam. Ćwiczę sobie tylko jak mnie najdzie. Może to nie jest tak proste jak to, co tu teraz piszę, bo musiałam dużo przerobić w swojej głowie. Obserwować dużo mądrzejszych ode mnie osób, które cały czas pokazywały, że ważna jest droga a nie cel sam w sobie. Wtedy zaczęłam się tym trochę bawić, sprawdzać co już umiem, co nie, słuchać co na daną pozycje mówi moje ciało, gdzie boli, gdzie dyskomfort, a gdzie jeszcze wciąż są napięcia. Zaczęłam się skupiać na tym co jest do przerobienia tu i teraz. Nie patrzyłam już co umie jedna czy druga osoba.

Wsłuchaj się w głos ciała

Obecnie praktykuję jogę i uczęszczam na zajęcia z rozciągania. Nie mam celu takiego jak na początku, tylko cieszę się samą drogą. Zauważam dużo więcej małych zmian i to mnie cieszy. Nie narzucam sobie morderczego tempa, nie szukam drogi na skróty. Staram się umościć w swoim ciele i wsłuchiwać się w jego głos. Szanuję to, gdy mi podpowiada, że jeszcze nie dziś, że jeszcze jest blokada.

Jednocześnie spoglądając w lustro widzę już efekty tego, co kiedyś było tylko jakimś durnym marzeniem. Patrzę w lustro i widzę fajne ciało. Fajne nie dlatego, że jest szczupłe, coraz silniejsze, coraz bardziej elastyczne. Fajne, bo moje i przede wszystkim dające mi masę szczęścia – gdzie bym poszła, gdyby nie nogi? Co bym widziała, gdyby nie oczy? Co bym poczuła, gdyby nie nos i język? Tych funkcji jest całe mnóstwo i za to jestem wdzięczna temu ciału, za to jest ono po prostu fajne.

Podsumowując

Kończąc, chciałabym, żeby w szkole uczono (spróbuję to wprowadzić, choć nie jestem nauczycielką wf), że każde ciało jest dobre. Wiedzieć, że każdy może wiele, ale w swoim tempie, na swoich zasadach, bez porównywania się. Przecież wiadomo, że ktoś może mi dziś stwierdzić, że jestem za chuda albo za gruba. Ktoś może stwierdzić, że po co mi to było jak przecież nigdy nie byłam gruba. Jeszcze ktoś inny, że dalej nie umiem tego czy tamtego. Dziś jednak rozumiem, że często takie słowa słyszy się od osób, które same potrzebują zapewnienia, że u nich jest ok. Od osób, które po prostu nie mają co robić i wyszukują u innych wad, niedoskonałości. Osób, które uporczywie trzymają się przekonania, że to one wiedzą lepiej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.