GEJSZA

Gejsza

Zakładasz na siebie trawy ocean zielony,

W twych oczach strach jest głęboko utajony,

Lecz po kwiecistej łące żółty pas przebiega –

To smugi słońca i radości potęga.

Bywa też, że czerwień na twym ciele gości.

To nie znak gniewu, lecz prawdziwej miłości.

Złote ptaki dziobią źdźbeł dół bezkresny,

Jak można wierzyć we wzrok nie-cielesny.

Szarość zjawia się w końcu,

Gdzie śladów nie ma po słońcu,

Lecz kilka srebrzystych nici falujących

Rozlewa się po rękawie jak tratwy dla tonących.

Wtem błękit rozpościera się w pionowych pasach,

Biała pierzyna śniegu widnieje po lasach.

Srogi mróz skrzy się na środku niczym diament,

W twym umyśle z rozpaczy pojawia się zamęt.

I w końcu stajesz przed lustrem naga,

W głowie panuje rozmaitych uczuć plaga.

I rozpoczynasz walkę zakrywając swoje znamiona,

Przywdziewając na siebie ciężkie gejszy kimona.

I nie ma szans, że przed świtem powrócisz,

Że dłońmi nurt rzeki światów dwóch zawrócisz.

Twa magia kwiatem wiśni spowita,

Wzniecona ogniem – prawda życia w niej skryta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.