Skip to content
SOUL BETWEEN POEMS
SOUL BETWEEN POEMS

Dusza pomiędzy wierszami

  • STRONA GŁÓWNA
  • TWÓRCZOŚĆ
    • „Child” – pierwsze „muzyczne” dziecko
    • Desire of Love – tekst
    • TŁUMACZENIA
      • Terra – tłumaczenie piosenki
      • Biografia po angielsku
      • Konkurs na przekład piosenki filmowej
      • Streszczenie artykułu naukowego
    • Wiersze
    • ZAPISKI CODZIENNOŚCI
      • Istota małych rzeczy
      • Niby zwyczajny dzień
      • Życie w pędzie
      • TOP 10 teledysków z dzieciństwa
      • Weekendowy detoks offline
  • INSPIRACJE
    • ORIENT
    • CHÓR BEL CANTO
    • LUDZIE
      • KAROLINA KORWIN PIOTROWSKA
    • STAROŻYTNOŚĆ
    • MUZYKA
      • ARIANA GRANDE
      • BEATA KOZIDRAK
      • DEAD CAN DANCE
      • Diego Navarro
      • EÍMEAR NOONE
      • ENYA
      • HANS ZIMMER
      • JUSTYNA STECZKOWSKA
      • MARIAH CAREY
      • RENATA PRZEMYK
  • KULTURA
    • Beata. Exclusive TOUR
    • The World of Hans Zimmer
    • Koncert Ennio Morricone
    • Festiwal Muzyki Filmowej
      • 9. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Cinematic Piano, Wars & Kaper, Dronsy
        • Gala Muzyki Filmowej: Animacje
        • Indiana Jones – film z muzyką na żywo
        • Master Classes: Sesja #21
        • Scoring4Polański
        • Video Game Show: Wiedźmin 3 Dziki Gon
      • 10. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • 10. FMF Gala Jubileuszowa
        • TITANIC Live in Concert
      • Gladiator Live in Concert
      • 11. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • Video Games Music Gala
      • 12. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie
        • FMF Gala: The Glamorous Show
      • FMF ONLINE
    • Koncerty – Akademia Chóralna
      • Koncerty Akademii Chóralnej
      • Rytmy Świata w Narodowym Forum Muzyki
      • Singing Europe 2016
    • Koncerty – Justyna Steczkowska
      • Jose Carreras & Justyna Steczkowska
      • Koncert Justyny Steczkowskiej – Alkimja
      • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 1
      • Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach – cz. 2
      • 2. Koncert Muzyki Filmowej w Katowicach
    • Lato z Radiem
      • Lato z Radiem – zespół Ira
      • Lato z Radiem – Varius Manx
    • Koncerty – Renata Przemyk
      • Renata Przemyk – Akustik Trio
      • Renata Przemyk – koncert Ya Hozna
    • Teatr
      • Lekarz mimo woli
      • Tramwaj zwany pożądaniem
    • Wild Hunt Live – Percival
    • Scena Perspektywa
      • Wszystko kwitnie – koncert wiosenny
  • PODRÓŻE
    • Bułgaria – pełna złocistego piasku
    • Grecja
      • Rodos – wyspa słońca
    • Hiszpania
      • Buñol – urokliwe miasteczko
      • Majorka – królowa Balearów
      • Wyspy Kanaryjskie
        • Fuerteventura – idylla dla zabieganych
          • Fuerteventura – Oasis Park
          • Fuerteventura – krótki poradnik
        • Lanzarote – księżycowa kraina
          • Lanzarote – krótki poradnik
        • Teneryfa – rajska wyspa
    • Kanada
      • Ottawa – Kanada w pigułce
    • Polska
      • Toruń – pierniczkowe miasto
  • O MNIE
  • KONTAKT
  • Polski
  • English

Codzienność

Weekendowy detoks offline

Posted on 24 marca 202124 marca 2021

Problem uzależnienia od pracy i telefonu nie jest chyba czymś wyjątkowym u mnie, spotyka coraz więcej ludzi. Jestem przekonana, że większość społeczeństwa ma z tym ogromny problem. O ile ktoś w ogóle chce zauważyć, że to jest problem. Dlatego ja stawiam coraz częściej na weekendowy detoks offline.

weekendowy detoks offline

Pandemia i nauczanie zdalne znacząco przyczyniło się u mnie do pracy praktycznie 24h na dobę i ciągłego gapienia się w laptop/telefon. W moim przypadku głównie było to sprawdzanie, czy jakiś uczeń nie dosłał pracy po terminie, nie napisał rodzic w sprawie swojego dziecka, czy koleżanka z pracy potrzebowała pilnie pomocy. W szybkim czasie stało się to dla mnie koszmarem, bo chciałam pomóc dosłownie KAŻDEMU.

Czas na zmiany?

Po drugim przejściu na nauczanie zdalne miałam psychicznie dość. Czułam wypalenie. Najgorsze było w tym jednak to, że nie ja jedyna czułam totalne znużenie i zmęczenie. Odbijało i odbija się to już na dzieciach, młodzieży, nas nauczycielach i rodzicach. Każdy już ma dosyć, a wcale nie zapowiada się, by w najbliższym czasie było lepiej.

Wiedziałam, że za moje wypalenie jestem odpowiedzialna w głównej mierze tylko ja. To ja decyduję, jak się czuję myśląc o pracy. To popchnęło mnie do radykalnych zmian.

Od tej pory każda sobota i niedziela należy tylko do mnie, mojej rodziny i bliskich. Jest mi coraz łatwiej o to zadbać, o czym świadczy choćby miniony weekend. Ani razu nie spojrzałam do laptopa, a telefon przeleżał cały ten czas poza moim zasięgiem. Owszem, bywały myśli, a co jak ktoś coś potrzebuje i czegoś ode mnie chce?

Dbanie o siebie

Komfort psychiczny okazał się ważniejszy – miałam świetną okazję pokazać mojemu wewnętrznemu perfekcjoniście, że świat dalej będzie istniał, gdy nie odpiszę od razu i nie odbiorę telefonu z pracy. Za to zyskałam czas dla siebie, partnera i rodziny. Mogłam spokojnie posprzątać, pospacerować z psem, gotować i robić masę innych rzeczy, których albo nie robię w ogóle, albo bardzo po łebkach, bez odrobiny uważności.

Kończąc te moje zapiski z codzienności chciałabym to jakoś konkretnie uporządkować. Zapewne pozostanę przy weekendach offline bez telefonu, nie będę robić do pracy czegokolwiek. W zamian zyskam czas, komfort psychiczny, wolność i dużo więcej zajęć, na które zwykle wydaje się, że brakuje czasu. Czasu nie brakuje, tylko mocno go trwonimi oddawaniem się bez umiaru czeluściom internetu.

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

Niby zwyczajny dzień

Posted on 7 października 2018

NIBY ZWYCZAJNY DZIEŃ

Budzisz się jak co dzień. Otwierasz oczy. Nic się nie zmieniło tak naprawdę. Do czasu. Nagle przychodzi SMS lub ktoś bliski wpada do twojego pokoju z bukietem kwiatów czy małym pakunkiem. Słyszysz utarte z roku na rok życzenia albo coś zupełnie oryginalnego. Sens jednak pozostaje ten sam – żyj długo, zdrowo, radośnie itp. itd. Od tej chwili twój dzień nie jest już taki sam. Może jako dziecko czekasz na to z niecierpliwością. Jako dorosły wolałbyś raczej uniknąć tego jednego dnia w roku. Wolałbyś czasem móc przespać te dwadzieścia cztery godziny lub zaszyć się gdzieś na ten czas.

Dlaczego?

Myślę, że urodziny to jeden z tych dni w roku, gdy człowiek tak naprawdę uświadamia sobie płynący nieubłaganie czas. To chwile, gdy wiesz, że za tobą kolejny rok i zamiast zatrzymać się w miejscu, musisz iść dalej. Na co dzień wydaje ci się, że jesteś młodszy. Masz wrażenie, że lata lecą, ale nie twoje. Widzisz jak dzieciaki dookoła ciebie rosną, poważnieją, zmieniają się, a ty jesteś taki sam. Nawet nie bardzo dostrzegasz kolejne zmarszczki czy pierwsze siwe włosy. Być może nie chcesz ich po prostu dostrzegać. Gdy ktoś pyta cię o wiek, musisz się przez chwilę nad tym zastanowić. Wciąż masz wrażenie, że jesteś te dwa, trzy, cztery lata młodszy. Jedynie taki dzień jak urodziny niemiłosiernie ci to przypomina. Wtedy wiesz doskonale ile kończysz lat, a złudzenia pękają jak bańki mydlane.

Co za tym idzie?

Usilnie zastanawiasz się jak wygląda twoje życie. Co już osiągnąłeś, co udało ci się zrobić, ile jeszcze masz marzeń, czy realizujesz się jak inni. Myślisz sobie, że będąc o rok starszym trzeba już wszystko poukładać. Trzeba pozałatwiać wszystkie niepozałatwiane sprawy. Nie masz pracy – ubolewasz nad tym. Nie udało ci się jeszcze założyć rodziny – myślisz o tym gorączkowo. Jeszcze piękny samochód nie stoi w twoim garażu – czas się w końcu zabrać za realizację tego planu.

Jest to jednak jednodniowe myślenie.

Następnego dnia znów się budzisz. Jesteś niby o rok starszy, ale przecież nic się nie zmieniło. To tylko utarty stereotyp, jakieś wieki temu ustanowione reguły. Zmieniasz się każdego dnia i codziennie robisz krok w stronę swoich marzeń i celów. Jedna data nie sprawia, że całe twoje życie odwróci się o 180 stopni. Jeden dzień nie zmieni twojego podejścia do ludzi, pracy, zwierząt i całego świata. Nie starzejesz się w ciągu tej jednej chwili. Ten dzień jest jedynie znakiem ostrzegawczym, który nakazuje ci choć przez moment pomyśleć o swoim ziemskim istnieniu. Czy na pewno odnalazłeś już jego sens i konsekwentnie zmierzasz do realizacji swoich zamierzeń?

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

Istota małych rzeczy

Posted on 2 października 2018

ISTOTA MAŁYCH RZECZY

Zdarza się, że znajdujesz trochę czasu na przemyślenia. Siadasz wtedy zwykle w jednym miejscu. Przyglądasz się ścianie, patrzysz przez okno lub bezsensownie bawisz jakimś przedmiotem. Czasem idziesz chodnikiem i obserwujesz przechodniów. Spostrzegasz jak biegnie matka z rozwrzeszczanym dzieckiem, które właśnie wypatrzyło jakieś ciekawe zabawki lub słodycze i chce ją koniecznie zatrzymać, a przecież matka nie ma czasu, bo ma wizytę u fryzjera. Zaraz szybkim krokiem mija cię awanturujący się przez telefon mężczyzna z czarną aktówką, ale nawet nie spojrzy na ciebie, bo jest zbyt zaaferowany kolejnymi problemami w swojej firmie. Przechodzi też starsza pani z milionem tobołków większych od niej samej. Prawie wchodzą na ciebie nastolatkowie wpatrujący się namiętnie w swoje smartfony i śmiejący się do nich jak wariaci.

A ty idziesz spokojnie.

Nie musisz robić zakupów, bo wszystko zostało kupione. Nie potrzebujesz wyciągać pieniędzy z banku, bo portfel nie jest pusty. Wyszedłeś, bo chciałeś się przewietrzyć, pomyśleć i poobserwować. Oddalasz się trochę od miasta. Droga z asfaltowej przemienia się w polną. Zamiast ceglanych domów otaczają cię drzewa. Mijają cię jedynie ptaki i malutkie robaczki pełzające po ziemi. Powietrze staje się lżejsze. Hałas samochodów ustaje. Dochodzisz do rozwidlenia polnych dróg. W tyle zarysowane sylwetki budynków, a przed tobą tylko pola i lasy. Dostrzegasz sarnę pasącą się na łące tuż pod lasem. Ona też cię dostrzega. Nie ucieka jednak tylko wpatruje się w ciebie spokojnie. Nie boi się, bo wie, że nie jesteś z tych, co ranią innych. Wie, że przyszedłeś sobie odpocząć. Odpocząć od ludzi, zgiełku, od cywilizacyjnego bełkotu. Nabrać sił na kolejne minuty, godziny, dni i tygodnie…

Nagle wyłączasz myślenie i tylko obserwujesz.

Widzisz, że trawa jest zieleńsza niż była ostatnim razem. Słońce świeci mocniej niż parę chwil wcześniej. Gdzieś na horyzoncie pojawia się już śnieżnobiały księżyc. Cienie drzew zmieniają barwę pól na nieco ciemniejszy. Jesteś otoczony ciszą, ale nie czujesz się niezręcznie. Zimna dłoń delikatnie wplata się w twoje chłodne palce. Nie protestujesz i nie próbujesz się odsunąć. Spoglądasz na postać stojącą obok ciebie. Tak samo zmęczoną codziennością, biegiem w nieznane i samotnością. Jej oczy są jednak pełne szczęścia, miłości i spokoju. Mają zupełnie inną barwę niż te widywane na co dzień w pracy, ulicy czy domu. Nie odzywa się słowem, ale czujesz, że jest tak samo przerażona jak ty. Przerażona tym nagłym zatrzymaniem. Mija kilka chwil wpatrywania się w lustrzane odbicia duszy i potrafisz dostrzec niezwykłą barwę jej tęczówki. Spoglądacie powoli w stronę drzew. Ich barwa staje się nieco ciemniejsza.

Każda najmniejsza zmiana jest zauważalna dookoła.

Cieszycie się tą chwilą, tym zmieniającym się otoczeniem. Wpatrując się w jeden punkt odczuwacie coś, czego nie mieli ci wszyscy przechodnie mijający cię dziś na ulicy. Tym czymś jest szczęście. Szczęście zupełnie niewymuszone. Uczucie radości spowodowane słońcem, zmieniającymi się barwami natury i subtelnym dotykiem osoby obok. Rzeczy, których na co dzień każdy doświadcza i nie zauważa, szukając czegoś, co jest daleko i wcale nie daje satysfakcji. A tak naprawdę te najdrobniejsze gesty, słowa, osoby, przedmioty i zjawiska, które są na wyciągniecie ręki dają najwięcej szczęścia i poczucia spełnienia. Wystarczy tylko chcieć je zauważać i cieszyć się nimi jak najdłużej… Wystarczy z małych rzeczy budować niczym nieograniczone szczęście…

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

Życie w pędzie

Posted on 26 września 20182 października 2018

ŻYCIE W PĘDZIE

Każdego dnia wstajesz rano i ledwo położysz jedną nogę na ziemi, a już pędzisz. Pędzisz przez cały dzień. Dążysz do wyznaczonych sobie celów. Często mijasz po drodze trupy czyichś niespełnionych marzeń, ale biegniesz. Biegniesz po niby szczęście. Po te złudne fatamorgany azylu i spokoju. Słyszysz gwar. Przekleństwa rzucane dookoła. Nie ma ciszy, ciszą jest jedynie twoje łóżko przed snem. A i tak kołatają w twej głowie wtedy głośne myśli. Pędzisz, gnasz, harujesz całymi dniami, liczysz pieniądze, liczysz szczęście. Przeliczasz chwile, porównujesz. Wymieniasz w kantorze jak banknoty.
I nagle coś się dzieje…
Coś się zmienia. Masz wrażenie, że stoisz, ale nie zatrzymało cię czerwone światło. Nie zatrzymał cię żaden pyskaty przechodzeń. Zatrzymałeś się sam. Spojrzałeś w niebo. Nad tobą unosił się tylko ogromny gwiazdozbiór. Dookoła były tylko drzewa, rzeka i malutkie źdźbła skoszonej przez ciebie trawy. Wiatr delikatnie szeleścił liśćmi i to był niemalże jedyny dźwięk. Drugim było bicie twojego serca i równomierny oddech… Oddech, który pojawiał się tylko we śnie. Obok słyszałeś drugi taki sam oddech i powolne bicie serca. Pod sobą miałeś ciepły koc i trawę. Czy to czas na chwilę stanął czy ty sam? Czas leciał, ale to ty zechciałeś zwolnić. Nagle dotarło do ciebie ile dookoła jest pięknych rzeczy… Ćmy, nietoperze, szum liści, unosząca się powoli mgła, spadające meteoryty, gwiazdy tworzące najdziwniejsze konstelacje. Obok druga osoba, która w tym samym momencie zdecydowała się zatrzymać i patrzeć w niebo. Medytować do gwiazd i wsłuchiwać się w ciszę. Ta cisza nie przeszkadzała, ta cisza koiła, uspakajała. Ta cisza dodawała odwagi i wskazywała drogę do drugiego człowieka.
Tym człowiekiem byłam ja.

Tak samo zagoniona co dnia, tak samo opętana szaleństwem szybkiego życia, wzbogacania się i myślenia tylko o sobie. Podobnie łudząca się, że ma wszystko, że nic jej więcej nie jest potrzebne. Tak samo uparta w tym pędzie. I nagle spędzając tak długie minuty, godziny, czując zimno po kościach, czas i przestrzeń straciły na wartości. Cały żyjący gdzieś obok pośpiesznie świat przestał się liczyć. Nie spieszyliśmy się nigdzie, nie próbowaliśmy niczego przyśpieszać. Nie próbowaliśmy zagłuszyć ciszy i pragnienia, które w nas siedziało. Pragnienia spokoju, harmonii i zapomnienia. Wszystkie kolory wydawały się wyrazistsze, wszystkie zapachy silniej uderzały nasze nozdrza, nawet dotyk wydawał się niewiarygodnie przejmujący. Czas wcale nie stał, pędził razem z innymi, a jednak ty zdecydowałeś się zatrzymać. Zdecydowałeś się na chwilę zapomnieć o istnieniu czasu, przestrzeni, świata. I było ci dobrze i wyczułeś tęsknotę za tym. Usilne pragnienie, by spędzać więcej takich chwil.

Pojawiły się pytania.

Po co tak szybko? Dokąd? W jakim celu? No właśnie… Dlaczego tak pędzisz, człowieku?

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)

TOP 10 teledysków z dzieciństwa

Posted on 5 lutego 201715 maja 2017
Z pewnością będzie to bardzo subiektywny zapis obrazów z mojego dzieciństwa. Nie raz przechodząc przez pokój gdzie mój brat oglądał MTV lub Vivę praktycznie non stop (a wtedy leciała tam praktycznie tylko muzyka), zatrzymywałam się, gdy tylko coś przykuło moją uwagę. W tym wpisie pragnę się z Wami podzielić teledyskami, które najbardziej utkwiły w mojej pamięci aż po dzisiejszy dzień. Przedstawiam Wam krótką listę TOP 10 teledysków z mojego dzieciństwa.

TOP 10 teledysków z dzieciństwa

TOP 10 teledysków z dzieciństwa to subiektywna lista klipów, które przykuły moją uwagę w dzieciństwie. Wybór klipów z początku był prosty. Pierwsze miejsca zajmują obrazy, które często do mnie powracają. Postanowiłam się skupić na późnych latach 90. i początku lat 2000, bo na taki okres przypadało mniej więcej moje dzieciństwo. Oprócz tego skupiłam się głównie na teledyskach zagranicznych, bo wówczas mogłam bazować jedynie na muzyce i obrazie – język nie był mi na tyle znany, by kierować się słowami piosenek. Ostatnie miejsca zajmują teledyski, które gdzieś tam w mojej głowie się zachowały, ale już nie z taką intensywnością, co jednocześnie oznacza, że wywarły na mnie nieco mniejsze wrażenie. Zaczynajmy!


MIEJSCE 10

BRITNEY SPEARS – TOXIC (2003)

„Toxic” i zaczyna się przygoda… Britney Spears jako zadbana, ładna stewardesa od razu przykuwa uwagę jedenastolatki, która wówczas marzyła o zostaniu jedną z nich. O czym jednak jest piosenka? W tym wieku jeszcze nie wiedziałam, zwłaszcza, że późniejsze dwa inne obrazy Britney mogą zmylić – anioł? Diabeł? O co chodzi? Teledysk przypominający trochę grę komputerową… Laura Croft z Tomb Raidera? Dziś znając słowo toxic nieco inaczej patrzę na ten klip niż było to kiedyś…


MIEJSCE 9

Sting – Desert Rose (1999)

Być może niecały teledysk zapadł mi w pamięć, ale na pewno już wtedy poczułam jakąś dziką tęsknotę za pustyniami, które widoczne są w tym teledysku. Do tego doszły zupełnie niezrozumiałe, arabskie słowa piosenkarza występującego wraz ze Stingiem i cała magia pozostała na długo w mojej głowie. Muszę przyznać, że to głównie muzyka przyciągała mnie przed ekran telewizora, ale dla tych kilku kadrów pustynnych terenów też było warto zasiąść wygodnie w fotelu.


MIEJSCE 8

Mariah Carey – It’s Like That (2005)

Nie mogło zabraknąć w moich TOP 10 teledysku Mariah Carey. Ten jest dla mnie w pewien sposób niezwykły, bo wprowadził do mojej głowy wizję mojego balu maturalnego. Dlaczego bal maturalny? Nie mam pojęcia. Po jakimś czasie zderzyłam się z rzeczywistością i wiedziałam, że takie bale tylko w złotych rezydencjach pani Carey, ale dziecięce wyobrażenia były całkiem przyjemne. Natrafiłam na ten teledysk zupełnym przypadkiem i okazał się on pierwszą częścią z dwóch. Już za pierwszym razem napis To be continued… mnie mocno zaintrygował. Szybko odkryłam, że ciąg dalszy historii został dopowiedziany w piosence „We Belong Together„. Pomijam fabułę teledysku i ilość pięknych sukni oraz masek, ale Mariah Carey wygląda tam naprawdę olśniewająco i bardzo młodo.


MIEJSCE 7

JENNIFER LOPEZ – Love Don’t Cost a Thing (2001)

Moja ulubiona Jennifer, piękne widoki, ciekawa piosenka i przepych – bogaty apartament, kabriolet i obwieszona biżuterią J. LO. Do tego wszystkiego słońce, plaża, palmy i cudowna sceneria – jak mogłabym nie oglądać tego teledysku jako dziewięciolatka? Siedząc zahipnotyzowana zastanawiałam się dlaczego ona wyrzuca swoją torebkę, zostawia samochód i po kolei zrzuca z siebie wszystkie kosztowności. Wtedy jedyne, co rozumiałam ze słów tej piosenki to kaszalot 😉 To nic, że później cały mój świat się zawalił, gdy dowiedziałam się, że tak naprawdę J. LO śpiewa tam cash a lot 😉


MIEJSCE 6

Shakira – La Tortura (2005)

Prawdziwe zamiłowanie do tańca zaczęło się chyba po obejrzeniu tego teledysku. Chyba każdy z nas widząc niezwykle ekspresyjne ruchy Shakiry i jej poczucie rytmu poczuł ukłucie zazdrości. Mam tu oczywiście na myśli płeć piękną, bo przypuszczam, że mężczyźni wpatrywali się w Shakirę jak występujący w teledysku i śpiewający wraz z Kolumbijką Alejandro Sanz. Uwielbiałam ten teledysk – taniec Shakiry i samą fabułę. Szalona, zakazana namiętność i pożądanie jak w typowych brazylijskich telenowelach. A do tego melodyjny hiszpański, który sprawiał, że nawet jeśli słowa nie były w pełni zrozumiałe to niosły ze sobą jakiś przekaz.


MIEJSCE 5

MICHAEL JACKSON – EARTH SONG (1995)

Z pewnością nie widziałam tego teledysku w 1995 roku, a nawet jeśli, to wątpię, że aż tak mocno go zapamiętałam. Jednak muzyka Michaela Jacksona była wówczas wszechobecna, a teledysk „Earth Song” nie raz pojawiał się na MTV albo Vivie. To była jedna z nielicznych piosenek, które pomimo braku znajomości języka potrafiłam bezbłędnie odczytać. Zdarzało się nawet, że jako nieświadome niczego dziecko na widok ginących zwierząt i niszczonej planety po prostu zaczynałam płakać. Ten obraz mocno ugruntował się w mojej psychice i może sprawił, że do dziś nie mogę patrzeć na takie rzeczy.


MIEJSCE 4

Natasha St Pier – Un ange frappe a ma porte (2006) 

 Odtąd zaczyna się magia… Pierwsze sekundy i słychać japońskie słowa i widać w kadrze gejszę. Po chwili piękne, japońskie ogrody i ja już jestem zahipnotyzowana. To nic, że w ogóle nie znam piosenkarki, nie znam francuskiego – magia trwa i siedzę oczarowana przed ekranem. Nie pamiętam teraz dokładnie, ale chyba wtedy pojawiła się moja fascynacja Japonią i gejszami, bo mniej więcej w tym czasie oglądałam i czytałam również „Wyznania Gejszy„, o których jeszcze zapewne wspomnę przy okazji innego wpisu.


MIEJSCE 3

Spice Girls – Viva Forever (1997)

Teledysk w formie bajki? Dla sześciolatki to z pewnością coś, co sprawi, że zasiądzie przed telewizorem. Do tego wróżki przypominające lalki Barbie i ta przerażająca, ogromna kostka rubika, która zabiera nie wiadomo gdzie jedno z dzieci. Nie wiem dlaczego, ale do dziś pamiętam jak za każdym razem oglądając ten teledysk od początku do końca płakałam jak bóbr. Z pewnością wywoływał we mnie silne emocje.


MIEJSCE 2

Mariah Carey – We Belong Together (2005)

Każda mniejsza czy większa dziewczyna marzy o pięknej, białej sukni i księciu z bajki. Pomijam fakt, że „We Belong Together” jest chyba moim najulubieńszym utworem Mariah Carey to jeszcze ten teledysk pełen przepychu, piękna i emocji. Do tego cudowne wokalizy Mariah, które zawsze przyprawiały mnie o dreszcze i pierścionek w kształcie motylka, w którym zakochałam się jako nastolatka i długo poszukiwałam podobnego – bez skutku. Wtedy rejestry, w których śpiewała Mariah wydawały mi się nie do zaśpiewania, a dziś zastanawiam się, z którym dźwiękiem miałam wtedy problem, bo w tym utworze Carey nie śpiewa sopranem gwizdkowym, więc naprawdę nie rozumiem jak to możliwe, że moja skala wówczas była tak niewielka. Uwielbiam ten teledysk i do dziś wywołuje we mnie przyjemne wspomnienia, mimo że fabuła nie musi być wcale szczęśliwa…


MIEJSCE 1

Madonna – Frozen (1998)

I w końcu teledysk, który chyba najmocniej zapadł w moją pamięć. „Frozen” Madonny to zdecydowanie muzyka bliska mej duszy tak jak i większość utworów z płyty „Ray of Light„. Pomijając jednak samą muzykę, teledysk był dla mnie czymś przerażającym i magicznym jednocześnie. Ubrana na czarno kobieta znajdująca się na jakimś pustkowiu i otoczona stadem ptaków sprawiała wrażenie czarownicy która jednak bliżej ma do wiedźmy niż przyjaznej czarodziejki. Z jednej strony zawsze bałam się oglądać ten klip, ale muzyka nie pozwalała mi odejść, a do tego ta magia hipnotyzowała i nie pozwalała odwrócić wzroku od ekranu nawet, gdy strach przepełniał mnie do głębi. Coś takiego uwielbiam właśnie w muzyce – dwubiegunowość, totalne sprzeczności, które mają jednak uzasadnienie i tym właściwie przyciągają.


Tak zamykam listę moich TOP 10 teledysków z dzieciństwa. Pamiętajcie, że to mój własny wybór i kierowałam się wyłącznie wspomnieniami. A jakie są Wasze teledyski z czasów młodości? Czy coś wywarło na Was ogromne wrażenie? A może coś nie było zrozumiałe, ale przyciągało do ekranu jak magnes?

Share this:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)
Older Posts

WIERSZE

Copyright © 2022 Paulina Merz. All rights reserved.